Profesor Andrzej Wróbel rezygnuje z orzekania w Trybunale Konstytucyjnym, chce wrócić do Sądu Najwyższego – to chyba największe poniedziałkowe zaskoczenie. Bo oznacza, że „starzy" sędziowie tracą większość w TK. Czy w takim razie Trybunał „poddał się" i nie będzie wojny na prezesów?

Nie – wojna może być. Tzw. ustawa wprowadzająca (w momencie zamykania tego numeru gazety nie była jeszcze podpisana przez prezydenta) przewiduje przecież p.o. prezesa, który przeprowadzi wybory – będzie to któryś z sędziów wybranych przez PiS, który dopuści też do orzekania trzech sędziów zaprzysiężonych przez prezydenta. Z drugiej strony wiceprezes Stanisław Biernat, powołując się na konstytucję, zapowiada, że we wtorek przejmuje obowiązki prezesa. Tym bardziej dziwi, że właśnie w takim momencie sędzia ze „starej" frakcji rezygnuje, podczas gdy mógłby to zrobić w zasadzie w każdej chwili (łącznie z przejściem w stan spoczynku z trybunalskim uposażeniem). „Zaczyna się akcja ewakuacja" – sytuację skwitował w poniedziałek jeden z redakcyjnych kolegów.

Profesor Wróbel o przyczynach swojej rezygnacji nie mówi – równie dobrze może to być akt protestu przeciwko przejmowaniu przez PiS Trybunału, jak i efekt zupełnie innej, osobistej decyzji. To świetny sędzia i jedna z najbardziej otwartych głów w świecie prawniczym – trudno spodziewać się po nim „ewakuacji" na, choćby i trybunalską, emeryturę. Faktem jest jednak, że wiceprezes Biernat traci wsparcie.

Ewakuację widać za to w sądach powszechnych. Aż półtora tysiąca sędziów (czyli co szósty!) zamierza odejść w stan spoczynku na starych zasadach (55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn). Do tego dochodzi kilkaset wakatów w sądach. Nie mówiąc o coraz młodszych sędziach wnioskujących o stan spoczynku z powodów zdrowotnych. Grozi to realnym zatorem w sądownictwie.

Skąd ten exodus? Sędziowie uciekają przed PiS. Choć oficjalnie trzymają fason, to jednak obawiają się tego, co im wysmaży nowa władza. Nowa ustawa o ustroju sądów powszechnych to na razie kot w worku ministra Ziobry. Nie każdy ma ochotę na własne oczy oglądać, jak wyskoczy.