Coś takiego jest właśnie przed nami. Myślę tu o działaniach Niemiec i zwłaszcza Francji. Państwa te coraz brutalniej i wbrew unijnym ideom walczą z polskimi przewoźnikami drogowymi. Pewnie dlatego, że podbili oni Unię Europejską jakością i cenami.
Unię, która opiera się na zasadzie wolnego przepływu handlu i usług. Otworzyliśmy nasz kraj szeroko na zagraniczne towary, będąc pewni, że ta otwartość obowiązuje obie strony. Zasady równości europejskiej poszły jednak w kąt, kiedy tylko nasze firmy stały się równorzędnymi konkurentami, a nawet okazały się lepsze.
Francuzi i Niemcy nie tylko lobbują w Komisji Europejskiej za rozwiązaniami, które podnoszą koszty naszych firm przewozowych. Na własnym podwórku też każdym sposobem utrudniają nam życie.
We Francji mamy ustawę Loi Macron, która wymusza na polskim przewoźniku opłacenie lokalnego, francuskiego przedstawiciela do kontaktów biznesowych, prowadzenie dokumentacji po francusku i wożenie jej w samochodzie, stosowanie płacy minimalnej zgodnej z francuskimi wytycznymi.
Od 1 stycznia każdy kierowca będzie musiał być zgłoszony władzom francuskim, a zgłoszenie – opłacone kwotą nawet do 50 euro.