Taki jest efekt walki administracji skarbowej z oszustwami VAT. Urzędnicy postanowili wykreślać z rejestru VAT przedsiębiorców, gdy np. nie można się z nimi skontaktować lub gdy nie prowadzą działalności pod wskazanym w KRS adresem.

Walka z wyłudzeniami jest niewątpliwie chwalebna. Trudno też nie zgodzić się z zaleceniem traktowania spraw prosto i konkretnie. Zbytnie upraszczanie może jednak doprowadzać rzeczy skądinąd proste do absurdu. Przy okazji wykreślania z rejestru VAT znikają z niego podatnicy, którzy rzeczywiście na rynku funkcjonują.

I tu zaczynają się prawdziwe problemy, bo wykreślenie z rejestru jest czynnością techniczną. A skoro tak, nie można się od niej odwołać. Widzimisię urzędnika decyduje o być albo nie być przedsiębiorcy, bo skutkiem wykreślenia z rejestru jest utrata prawa do odliczenia VAT, a w skrajnych wypadkach nawet upadłość. Firma staje się niewiarygodna, a z taką nikt interesów robić nie chce.

O tym, jak urzędnik jedną kreską może zgładzić byt gospodarczy, przekonała się firma, która w ramach grupy kapitałowej miała kilkanaście spółek celowych posiadających nieruchomości przeznaczone do sprzedaży. Urzędnik przyszedł do firmy i po rozmowie z recepcjonistką zdecydował o ich wykreśleniu z rejestru. Zdecydował tak, bo nie było ich nazw na tablicy informacyjnej, a recepcjonistka też niewiele o nich wiedziała. I z tego braku informacji urzędnik zrobił użytek. Nawet nie ma się jak tłumaczyć, bo to czynność techniczna...

Z tego płynie jednak nauka dla firm i prezesów. Dbajcie o recepcjonistki, bo może się okazać, że powodzenie waszych najlepszych pomysłów biznesowych zależy właśnie od nich. I oczywiście od fiskusa. Różnica jest taka, że na recepcjonistki macie jakiś wpływ.