Choć III RP powstała na skutek społecznej rewolucji i z marzeń o demokratycznym, sprawnym państwie, jego władze, zwłaszcza wykonawczą, spętano siecią urzędów i sądów z takim uzasadnieniem, że rząd jest podejrzany. Nie uchroniło to jednak państwa i obywateli od licznych afer.

Właśnie rozstajemy się z tym modelem. W szczególności z lansowaną przez wielu prawniczych luminarzy przemożną rolą sędziów w państwie, by nie powiedzieć: republiką sędziów, której pomysły legły w gruzach.

Trybunał Konstytucyjny raczej nie będzie blokować rządowi jego kluczowych reform, chyba że doszłoby do jaskrawego naruszenia konstytucji, która zresztą, jak widać, pozostawia władzy parlamentarno-gabinetowej znaczne luzy. Fundamentalne reformy, jak obrona terytorialna, skrócenie wieku emerytalnego i 500+ nie wymagały nawet dotykania konstytucji.

Oderwana od korporacyjnego zaplecza Krajowa Rada Sądownictwa będzie już tylko jednym z organów opiniodawczych, w żadnym razie nie reprezentacją sędziów, a tym bardziej trzeciej władzy. Z kolei odświeżony Sąd Najwyższy, nieszczęśliwie wplątany w ostatni polityczny spór, może włączyć się pełni w formułowanie orzecznictwa, a poprzez udrożnione dyscyplinarki zapewnić standardy moralne i merytoryczne sędziów oraz w innych profesjach prawniczych.

Czas teraz na spokojną, ale sprawną pracę wymiaru sprawiedliwości i efekty pracy odświeżonego rządu. Te dwie zmiany zapewne nieprzypadkowo się zbiegły, były możliwe dzięki porozumieniu partii rządzącej z prezydentem. Widać, że państwo polskie chwyciło wiatr w żagle, że ma sternika. Żeby miało jeszcze szczęście.