Rozczarowań rządem ciąg dalszy

Program gospodarczy rządu zawiera sprzeczne cele i nie da się ich równocześnie realizować – pisze profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Publikacja: 30.11.2015 20:00

Rozczarowań rządem ciąg dalszy

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Komentując exposé premier Beaty Szydło, napisałem, że jestem nim zwiedziony przede wszystkim z tego powodu, że pozostawia wiele niejasności odnośnie do programu gospodarczego nowego rządu. Chodziło mi przede wszystkim o brak nieco bardziej precyzyjnego wskazania, skąd będą czerpane środki na realizację socjalnej części programu, prezentowanego w kampanii wyborczej i potwierdzonego w exposé.

Moim zdaniem sposób prezentacji tych elementów programu gospodarczego, które dotyczyły tworzeniu warunków umożliwiających sfinansowanie obietnic wyborczych bez niebezpieczeństwa zdestabilizowania finansów publicznych, można określić co najmniej mianem nieprofesjonalnych. W trakcie kampanii wyborczej słyszeliśmy zapewnienia o gotowych ustawach, które miały stanowić prawne oprzyrządowanie programu gospodarczego rządu. Dziś, widząc brak precyzji w formułowaniu elementów tego programu, a także zwłokę w przekazywaniu do Sejmu projektów tych ustaw, można mieć poważne wątpliwości co do rzetelności tych zapewnień.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem więc wywiad wicepremiera Mateusza Morawieckiego, opublikowany w „Rzeczpospolitej" 24 listopada, a także jego wypowiedzi z konferencji prasowej. Ponieważ, jak wynika z exposé, głównym źródłem finansowania obietnic wyborczych ma być przyspieszenie rozwoju Polski, można było oczekiwać, że wicepremier odpowiedzialny za rozwój przybliży nam metody i narzędzia, a zwłaszcza źródła finansowanie, które umożliwią realizację tych zamierzeń.

Banalne formułki

Niestety, to, co mówi wicepremier Morawiecki, można określić mianem pewnych rozważań koncepcyjno-filozoficznych dotyczących cech systemu gospodarczego, który zostanie ukształtowany w wyniku wdrożenia systemowych rozwiązań planowanych przez polityków PiS. Jakkolwiek te rozważania są ciekawe, to raczej oczekiwałbym wypowiedzi o bardziej konkretnym charakterze. Tymczasem tych konkretów jest niewiele, a te nieliczne nie rozwiewają zasadniczych wątpliwości. Przeważająca część wypowiedzi ministra Morawieckiego zawiera banalne, powtarzana od wielu lat formułki o potrzebie wspierania polskich firm, budowie silnej „marki Polski", zwiększeniu inwestycji, zwłaszcza w coraz bardziej zaawansowane procesy i technologie, które wzmocnią polski eksport i zwiększą zapotrzebowanie na wykwalifikowanych, dobrze zarabiających pracowników. Niewiele istotnych treści zawartych jest w zaklęciach o potrzebie zachęcania napływu inwestycji zagranicznych, ale takich, które są maksymalnie zaawansowane z punktu widzenia technologicznego, będąc rozsadnikiem nowych technologii, kreują współpracę z uczelniami i które spowodują, że w globalnym łańcuchu wartości dodanej będziemy przesuwać się coraz wyżej.

Pod tego typu sformułowaniami podpisze się zapewne każdy polityk, wyjąwszy zdecydowanych przeciwników kapitału zagranicznego. Tego typu zaklęcia były już wielokrotnie powtarzane. Zresztą tę rolę kapitał zagraniczny, chociaż zapewne w niewystarczającej mierze, już spełnia. Problem nie polega na tym, czy, ale w jaki sposób (za pomocą jakich mechanizmów i instrumentów) przyspieszyć te pozytywne tendencje w gospodarce, które już występują, oraz uruchomić nowe.

Niestety, z wypowiedzi wicepremiera odpowiedzialnego za rozwój niewiele dowiedzieliśmy się na temat tych mechanizmów. Problem ten był dostrzegany i analizowany już w okresie gospodarki planowanej centralnie. Wypowiedzi Morawieckiego na ten temat nie są więc zbyt oryginalne. Bez pokazania, w jaki sposób te negatywne cechy mają być zmienione, niewiele znaczą deklaracje o dążeniu do wypracowania skutecznych mechanizmów. Z niecierpliwością oczekuję, by zobaczyć, jak wicepremier Morawiecki będzie koordynował program rozwojowy rządu, którego celem jest unowocześnienie gospodarki, przyspieszenie eksportu, wdrożenie najnowszych technologii, z ministrem Tchórzewskim, który zapowiada budowę nowych kopalń węgla kamiennego. Jak rząd będzie zachęcać kapitał zagraniczny do inwestowania w nowoczesne technologie, skoro rządzący obóz polityczny wykazuje daleko idący sceptycyzm w odniesieniu do tego kapitału.

Niedosyt konkretów

Poruszane w wypowiedziach wicepremiera niektóre kwestie o bardziej szczegółowym charakterze budzą niedosyt. Wicepremier Morawiecki sformułował ciekawy pogląd na temat wzrostu PKB, stwierdzając, że nie każdy wzrost jest dobry. Jeżeli opiera się na nierównowadze zewnętrznej, to ma krótkie nogi. Inaczej mówiąc, można się domyślać, że Morawiecki nie jest nazbyt entuzjastycznym zwolennikiem kapitału zagranicznego. Oczywiście fakt, że ujemna międzynarodowa pozycja inwestycyjna, stanowiąca około 70 proc. PKB, pociąga za sobą konieczność płacenia różnych form wynagrodzenia dla kapitału zagranicznego w wysokości około 90 mld zł, nie jest korzystny. Trzeba jednak mieć świadomość, że gdyby nie napływ tego kapitału, to tempo wzrostu PKB i jego dzisiejszy poziom byłyby znacznie niższe lub też osiągnięcie obecnego poziomu PKB wymagałoby znacznego ograniczenia konsumpcji. Ten dylemat musi być jasno formułowany, jeżeli chcemy poważnie rozmawiać o polityce gospodarczej, w której kapitał krajowy ma być głównym źródłem finansowania rozwoju, tak mocno eksponowanego w exposé.

Jeżeli dobrze zrozumiałem, wicepremier Morawiecki uważa, że poprawa międzynarodowej pozycji inwestycyjnej netto Polski stanowi jedno z najważniejszych wyzwań stojących przed nowym rządem. Uznając słuszność tych intencji, warto jednak zapytać, w jaki sposób mają być urzeczywistnione. Niestety, wicepremier niewiele ma do powiedzenia w tej kwestii. Dlatego pytam: czy poprawa międzynarodowej pozycji inwestycyjnej Polski ma być osiągnięta poprzez wzrost polskich inwestycji za granicą czy też poprzez zmniejszenie zaangażowania kapitału zagranicznego w Polsce poprzez wykup przez podmioty krajowe (rząd?) akcji polskich firm będących w posiadaniu inwestorów zagranicznych, czyli np. w drodze deklarowanego przez PiS udomowienia banków?

Trzeba mieć jednak świadomość, że zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku oznaczałoby to rozdysponowanie oszczędności krajowych, które tym samym stałyby się niedostępne, na inwestycje w kraju, których wzrost jest bodaj najważniejszym deklarowanym priorytetem nowego rządu. Oczywiście pozostaje jeszcze jeden sposób finansowania rozwoju, a mianowicie zmniejszenie konsumpcji. Kłopot w tym, że zapowiadane programy socjalne będą raczej prowadziły do wzrostu konsumpcji w PKB. Niestety, te elementy programu gospodarczego rządu, które zostały zaprezentowane w exposé i w wypowiedziach wicepremiera, zawierają sprzeczne cele i nie da się ich równocześnie realizować.

Ogólnie o podatkach

W omawianym wywiadzie została poruszona także kwestia systemu podatkowego, którego uszczelnienie ma być najważniejszym źródłem finansowania socjalnych obietnic rządu. Niestety, i w tym przypadku mamy do czynienia z ogólnikami. Wiara w to, że w trakcie dwóch, trzech lat uda się zwiększyć dochody z VAT o 10 czy 20 mld zł, nie jest poparta żadnymi racjonalnymi argumentami, nie mówiąc już o tym, że jednak jest istotna różnica pomiędzy kwotą 10 a 20 mld zł.

Morawiecki słusznie zauważa, że wpływy z podatku CIT ustabilizowały się od mniej więcej dziesięciu lat na poziomie około 30 mld zł, mimo że przychody firm zwiększyły się w tym czasie niemal dwukrotnie. Wprawdzie wicepremier tego wprost nie stwierdza, ale sformułowanie, że „coś tu nie gra", sugeruje, że podziela pogląd o unikaniu opodatkowania, głównie przez przedsiębiorstwa zagraniczne poprzez zaniżanie zysku czy wręcz wykazywanie strat. Niestety, sprawa nie jest ani prosta, ani oczywista. Sektor przedsiębiorstw, który zanotował wzrost przychodów pomiędzy rokiem 2005 i 2015 o 85 proc., zwiększył także zysk brutto o 69 proc., a zysk netto o 80 proc. Na podobnym, w tym okresie, poziomie utrzymują się także wskaźniki rentowności. Dane te nie potwierdzają tezy o masowym ukrywaniu zysków przez przedsiębiorstwa. Udzielenie odpowiedzi na pytanie, dlaczego w tej sytuacji dochody z CIT nie wzrastają, wymaga pogłębionej analizy, która również wskazywałaby metody przeciwdziałania tej sytuacji. Oczekiwałbym, że rząd, który ma podobno gotowe projekty nowelizacji ustawy o CIT, podzieli się ze społeczeństwem posiadaną wiedzą na temat miejsc „wyciekania" CIT i metod uszczelnienia tych wycieków, chociaż oczywiście pytanie to winno być w pierwszej kolejności adresowane do ministra finansów. Do niego należałoby także skierować pytanie dotyczące sposobu wspomagania najmniejszych firm za pomocą obniżenia stawki CIT do 15 proc. Wprawdzie wicepremier Morawiecki stwierdził w wywiadzie dla TVP Info, że ten program nie będzie realizowany od razu, ale wygląda na to, że do członków rządu, z wicepremierem włącznie, nie może dotrzeć prosta informacja – najmniejsze firmy rozliczają się w systemie PIT, a nie CIT!

Bilion brzmi dobrze

Z wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego wynika, że stanowiący jądro strategii gospodarczej PiS program inwestycyjny ulega dalszej ewolucji. Z deklarowanej w kampanii wyborczej kwoty 1,4 bln zł, które miały być przeznaczone na inwestycje, pozostał już tylko 1 bln zł jako symbol tego, że poprzez różne mechanizmy gospodarcze, rozwojowe, finansowe i fiskalne rząd będzie chciał, co nie dziwi, stymulować inwestycje.

Wicepremier słusznie zauważa, że już dziś wydajemy rocznie na inwestycje około 340 mld zł rocznie. W trakcie poprzednich sześciu lat na inwestycje w polskiej gospodarce przeznaczono 1398 mld zł. Ponieważ program inwestycyjny, według wicepremiera Morawieckiego, będzie obejmował okres siedmiu–ośmiu lat, to doprawdy trudno zrozumieć, co oznacza kwota 1 bln zł. Czy oznacza wydatki rządowe na inwestycje, wydatki na wsparcie inwestycji prywatnych, czy po prostu 1 bln zł został przyjęty dlatego, że imponująco brzmi i dobrze się sprzedaje propagandowo? Takie chwytliwe hasła są dobre w kampanii wyborczej – po wyborach oczekujemy konkretów. Tych konkretów wicepremier Morawiecki, niestety, nie dostarcza.

Jednym z fragmentów wywiadu w „Rzeczpospolitej", który zasługuje na pozytywną ocenę, jest fragment poświęcony NBP i jego roli w finansowaniu zamierzeń rządu. Formułowane w trakcie kampanii wyborczej oraz powtórzone w exposé fantazje o możliwości wykorzystania NBP do finansowania znacznej części programu inwestycyjnego poprzez dodatkową emisję pieniądza banku centralnego można w świetle omawianego wywiadu uznać za nieaktualne. Mam nadzieję, że wicepremier Morawiecki przekonał albo wkrótce przekona kolegów z rządu oraz swoich mocodawców politycznych, że manipulowanie wielkością emisji pieniądza banku centralnego na życzenie rządu było złym pomysłem.

W dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości niczego jednak nie możemy być pewni. Z dotychczasowych wypowiedzi Morawieckiego wynika, że niebezpieczeństwo złamania finansów publicznych jest mniejsze, ale nie dlatego, że wskazał wiarygodne źródła finansowania obietnic wyborczych, tylko dlatego, że sugerował łagodne dostosowywanie skali i tempa wdrażania różnych obietnic do rzeczywistych możliwości ich sfinansowania, które są znacznie bardziej ograniczone w stosunku do tego, co jeszcze kilka tygodni temu twierdzili politycy i eksperci PiS. Ten do pewnego stopnia pozytywny sygnał został jednak zneutralizowany wypowiedzią dla TVP, w której wicepremier zasugerował możliwość zwiększenia deficytu o 0,5 punktu procentowego. Z tego można wnioskować, że rząd gorączkowo poszukuje sposobów zbilansowania obietnic z dostępnymi źródłami finansowania. To, co przy skali składanych obietnic było oczywiste dla ekonomistów, powoli zaczyna także docierać do rządzących – bez zwiększenia deficytu obietnic sfinansować się nie da. Łatwość, z jaką w kampanii rozdysponowywano dziesiątki miliardów złotych, zaczyna stykać się z brutalną rzeczywistością.

Lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Komentując exposé premier Beaty Szydło, napisałem, że jestem nim zwiedziony przede wszystkim z tego powodu, że pozostawia wiele niejasności odnośnie do programu gospodarczego nowego rządu. Chodziło mi przede wszystkim o brak nieco bardziej precyzyjnego wskazania, skąd będą czerpane środki na realizację socjalnej części programu, prezentowanego w kampanii wyborczej i potwierdzonego w exposé.

Moim zdaniem sposób prezentacji tych elementów programu gospodarczego, które dotyczyły tworzeniu warunków umożliwiających sfinansowanie obietnic wyborczych bez niebezpieczeństwa zdestabilizowania finansów publicznych, można określić co najmniej mianem nieprofesjonalnych. W trakcie kampanii wyborczej słyszeliśmy zapewnienia o gotowych ustawach, które miały stanowić prawne oprzyrządowanie programu gospodarczego rządu. Dziś, widząc brak precyzji w formułowaniu elementów tego programu, a także zwłokę w przekazywaniu do Sejmu projektów tych ustaw, można mieć poważne wątpliwości co do rzetelności tych zapewnień.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację