Chude lata dla korporacji - komentuje Tomasz Pietryga

Pomysł, by nie tylko korporacje prawnicze, ale też wydziały prawa wyższych uczelni szkoliły aplikantów, może oznaczać marginalizację samorządu adwokatów i radców prawnych. I spore ryzyko, że z czasem staną się organizacjami fasadowymi, niemającymi wpływu na otaczającą rzeczywistość.

Aktualizacja: 28.11.2017 10:51 Publikacja: 27.11.2017 19:15

Chude lata dla korporacji - komentuje Tomasz Pietryga

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Pomysł ten błądzi na razie nieśmiało po korytarzach resortu sprawiedliwości i kilku wyższych uczelni. Może uruchomić emocje porównywalne do tych towarzyszących reformie sądownictwa. Wydaje się, że proces rozpoczęła petycja studentów prawa skierowana do Sejmu, w którym krytykowana jest obecna formuła aplikacji i jakość szkolenia.

Dla wyższych uczelni, które ciągle borykają się z konsekwencjami niżu demograficznego, możliwość prowadzenia szkoleń aplikantów będzie jak gwiazdka z nieba. Poszerzenie oferty edukacyjnej o aplikacje daje bowiem szanse na przyciągnięcie większej liczby studentów prawa, a także dodatkowe dochody. Opłaty za aplikacje sięgają dziś rocznie dziesiątek milionów złotych.

Przechwycenie części tych pieniędzy jest realne, zwłaszcza że uczelnie mogłyby teoretycznie stworzyć ofertę bardziej atrakcyjną niż ta korporacyjna, bo studiowanie prawa, aplikacja i szkolenie praktyczne w kancelarii byłoby niejako w pakiecie. Wabikiem mógłby być też brak egzaminów wstępnych (te zdaje dziś 80 proc. startujących absolwentów prawa), a także niższe koszty aplikacji.

Dla korporacji prawniczych stworzenie takiej szkoleniowej alternatywy to prawdziwy cios oznaczający odpływ sporej liczby absolwentów prawa i milionowych dochodów. Argumenty o wyższym poziomie ich szkoleń mogą tu już nie zadziałać.

To jednak nie koniec kłopotów. Warto pamiętać, że znajdujący się w Sejmie prezydencki projekt zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym daje pole do rozszerzenia modelu sądownictwa dyscyplinarnego dla zawodów prawniczych. Dzięki temu występki adwokatów czy radców mogłyby być rozpatrywane także w specjalnej izbie SN.

Po takim ograniczeniu uprawnień korporacjom pozostałoby naprawdę niewiele. Reforma aplikacji może więc stworzyć kolejną linię sporu między PiS a środowiskami prawniczymi. Korporacje były na celowniku partii Jarosława Kaczyńskiego już od ponad dekady, kiedy po ostrym sporze udało się zmienić zasady naboru na aplikacje i otworzyć szerzej drzwi do zawodu absolwentom prawa. Konsekwencją tego działania było przekazanie odpowiedzialności za egzaminy wstępne i dopuszczające do zawodu Ministerstwu Sprawiedliwości.

Ten cios może być dla korporacji trudny do przyjęcia. Chyba że o ich pozycję upomni się prezydent, który w ubiegłym roku na zjeździe adwokatury zadeklarował: „chcę z państwem pracować i nie zgadzam się na to, aby pewne rzeczy dotyczące samorządu, a istotne, były zmieniane bez samorządu". Dziś prawnicy mogą powiedzieć: sprawdzam.

Pomysł ten błądzi na razie nieśmiało po korytarzach resortu sprawiedliwości i kilku wyższych uczelni. Może uruchomić emocje porównywalne do tych towarzyszących reformie sądownictwa. Wydaje się, że proces rozpoczęła petycja studentów prawa skierowana do Sejmu, w którym krytykowana jest obecna formuła aplikacji i jakość szkolenia.

Dla wyższych uczelni, które ciągle borykają się z konsekwencjami niżu demograficznego, możliwość prowadzenia szkoleń aplikantów będzie jak gwiazdka z nieba. Poszerzenie oferty edukacyjnej o aplikacje daje bowiem szanse na przyciągnięcie większej liczby studentów prawa, a także dodatkowe dochody. Opłaty za aplikacje sięgają dziś rocznie dziesiątek milionów złotych.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem