Hasła brzmią pięknie, nie ma cienia wątpliwości. Powrócić ma zasada, którą ponad ćwierć wieku temu wcielił w życie minister ostatniego komunistycznego rządu Mieczysław Wilczek: wszystko, co nie jest zakazane, jest dozwolone. Podstawą działania urzędów podatkowych ma stać się doktryna domniemania niewinności, interpretacja prawa ma być jednoznaczna i ostateczna, a wątpliwości mają być rozstrzygane na korzyść przedsiębiorcy. No i wprowadzona ma być zasada, która ma działać na przeciągających wydanie decyzji biurokratów, jak gilotyna na szyję Ludwika XVI – brak decyzji w określonym okresie ma być traktowany jako decyzja pozytywna.

Konkretów padło mniej, ale niebanalnych. Wśród nich tak rewolucyjna propozycja, jak zniesienie obowiązku posługiwania się pieczątką – relikt z czasów PRL, gdy pieczątkę wyrobić sobie można było tylko na podstawie upoważnień z urzędów i (w przeciwieństwie do podpisu) stanowiła ona gwarancję, że firma nie jest oszukańcza. To, że przepis ten jest wciąż ważny, mówi wiele o działaniu urzędów, tak jak doktryna, że podpisywać się trzeba niebieskim długopisem (bo inaczej oszuści będą posługiwać się skanami dokumentów, które, jak wiadomo, są czarno-białe).

Traktując rzecz serio, te hasła są słuszne. Tak słuszne, że zdaniem malkontentów nie trzeba ich w ustawach zapisywać, bo są już w konstytucji (np. zasady proporcjonalności kary i wolności gospodarczej) albo są oczywistością w państwie prawa (domniemanie niewinności i jasna interpretacja prawa). Rozumiem jednak, że nie chodzi o zapis, ale o deklarację rządu, że wymusi stosowanie zasad w życiu.

I tu leży sedno problemu – stosowane w życiu, a nie zapisane na papierze. Np. brzmiąca rewolucyjnie zasada, że po upływie ustawowego czasu wydania decyzji urzędowej przedsiębiorca ma prawo uznać, że otrzymał milczącą zgodę, obowiązuje (na papierze) w urzędach od lat. A łatwym sposobem jej obejścia było wysyłanie ostatniego dnia przed upływem terminu „dodatkowych pytań" do firmy, co przerywało bieg sprawy i pozwalało 90-dniowy okres przedłużać w nieskończoność. Obejściem zasady „domniemania niewinności" i „przyjaznej interpretacji przepisów" było przyjęcie, że urząd ma wątpliwości „uzasadnione", więc przedsiębiorca jest zapewne winny.

Zapisy na papierze zawsze można obejść. To, czy będą one stosowane w rzeczywistości, zależy od determinacji rządu w wymuszaniu ich stosowania. Wicepremier odpowiedzialny za rozwój gospodarczy i działanie aparatu podatkowego ma dziś wszystkie narzędzia, by to zrobić. Ale czy zrobi, zobaczymy.