W języku współczesnym nastąpił poważny problem komunikacyjny, który mimo korzyści przyniósł bolesną stratę. Ostatnio mam wrażenie, że podobne kłopoty z komunikacją mają włodarze naszego kraju. Mam na myśli zamęt, jaki wywołała w środowisku – i to nie tylko wśród osób zawodowo zajmujących się sprawami gospodarczymi – informacja o wprowadzeniu jednolitego podatku.
Kwestie podatkowe są niezwykle ważne dla wszystkich obywateli, dlatego wszelkie informacje powinny być jasne i przejrzyste. Jednak to, co niedawno usłyszeliśmy, było zaledwie zapowiedzią informacji, garścią szczegółów i spowodowało totalny zamęt. To, co do nas dotarło, budzi skojarzenia, że projekt tak istotnych zmian podatkowych jest dopiero, i to w pośpiechu, klejony z kawałków, które może niekoniecznie do siebie pasują. Że nie jest to właściwa droga – pokazały nam to już przypadki ustaw wiatrowej, gruntowej czy nieszczęsnego podatku handlowego.
Efekt – wszyscy siedzimy jak na szpilkach i staramy się domyślić, co tak naprawdę przyniosą zmiany. Trochę mi to przypomina dowcip, w którym żona budzi męża w środku nocy, żeby powiedzieć mu coś ważnego. Kiedy ten zaniepokojony pyta – o co chodzi? – żona odpowiada, że powie mu później, bo się będzie denerwował. Podatki i gospodarka to jednak zbyt istotna sprawa, żeby informować o nich w konwencji żartu.
Rządzący zapowiadają neutralność nowej daniny dla budżetu. Nasze doświadczenia pokazują, że dla podatników neutralny to on na pewno nie będzie. W biznesie doskonale wiemy, że nie ma darmowych obiadów. Wiadomo także nie od dziś, że najlepiej i najłatwiej strzyc tych, którzy mogą mieć pewny dochód – czyli przedsiębiorców. Stąd obawy, że zapowiadane zmiany uderzą przede wszystkim w polską przedsiębiorczość, zwłaszcza w małe i średnie firmy. Pracodawcy RP zawsze walczyli o uproszczenie podatków, dlatego pomysł jednolitej daniny jest jak najbardziej słuszny – ale nie wolno, powtarzam nie wolno, przy tej okazji doprowadzić do sytuacji, w której najprężniejsi i najbardziej przedsiębiorczy obywatele zrezygnują z własnej działalności lub przeniosą ją do szarej strefy lub innych krajów. Pamiętajmy, to właśnie oni są kołem zamachowym rozwoju polskiej gospodarki. Jeśli argumentem za zmianami ma być to, że podatki w Polsce są nierównomierne i biedniejsi płacą – procentowo – wyższe daniny, to może obniżmy składki tylko w ich przypadku? Bogatsi i tak zapłacą chwilę później – a konkretnie, ich rozwijające się firmy, tworzące nowe miejsca pracy, nowe produkty i usługi.
Atmosfera niepewności, która pojawiła się w ostatnich dniach, martwi polskich przedsiębiorców. Jeśli się oni zniechęcą, Polska znów zostanie z problemem „skąd wziąć pieniądze do budżetu?". Pieniądze były, tylko zostały przepędzone – tak wtedy odpowiemy.