Rz: Czym się różnią systemy ochrony danych osobowych w Europie i w Stanach Zjednoczonych?
Bartosz Marcinkowski: Amerykanie sugerują, że dobrze je chronią, jednak różnice są fundamentalne.
W USA nie ma jednej uniwersalnej ustawy, a w Europie mamy dyrektywę i uregulowania krajowe. W Stanach nie działa centralna instytucja, taka jak polski generalny inspektor danych osobowych. Zajmuje się tym jeden z wydziałów Federalnej Komisji Handlu, ale cóż z tego, skoro w USA nie ma ogólnego zakazu przekazywania danych osobowych kolejnym odbiorcom. W rezultacie kwitnie obrót danymi o wszystkich, którzy korzystają z cyberprzestrzeni. Efekt? Użytkownik smartfona interesujący się modą, gdy przechodzi koło sklepu z odzieżą, dostaje komunikat o najnowszej kolekcji w tym akurat sklepie. Choć oczywiście takich newsów sobie nie zamawiał.
A dochodzenie praw w USA przez Europejczyka z tytułu naruszenia jego prywatności nie należy do prostych.
Co w praktyce oznacza dla polskich przedsiębiorców zniesienie programu „Bezpieczna przystań", który umożliwiał transfer danych na amerykańskie serwery bez formalności?