Witold M. Orłowski: Koszt wyboru, czyli o ochronie i zakazie handlu w niedzielę

Na rynku usług ochroniarskich szykują nam się podobno dramatyczne zmiany. Przyzwyczailiśmy się do tego, że są stosunkowo tanie – i było nam z tym dobrze. W końcu który klient lubi, aby kupowane przez niego usługi były drogie, nie?

Publikacja: 14.09.2016 20:19

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Wzrost minimalnej stawki godzinowej do 13 zł spowodował, że branża zaczęła bić na alarm. Okazało się bowiem, że oznaczać to będzie wzrost kosztów pracy o ponad połowę. Na krótką metę część klientów zrezygnuje z usług, część ludzi straci pracę.

Ale przyroda nie znosi ani próżni, ani tym bardziej darmowego lunchu – prędzej czy później trzeba będzie po prostu zaakceptować wyższy poziom cen usług ochroniarskich. Gospodarka zaabsorbuje je, a wzrost kosztów częściowo zostanie przeniesiony na inne ceny, w ostatecznym rachunku obciążając kieszeń konsumenta. I sytuacja na rynku wróci do normy, choć łza będzie się w oku kręciła za dawnymi, niższymi fakturami.

Podobnie rzecz miałaby się z zakazem handlu w niedziele. Prą w tę stronę związki zawodowe (łaskawie godząc się na to, by karą za złamanie zakazu było tylko więzienie, a nie odcięcie ręki), drobni kupcy i politycy, którzy chcieliby zakazu z przyczyn ideowych. Protestują wielkie sklepy, grożąc zwolnieniami tysięcy pracowników. Ale, tak jak pisałem wyżej, przyroda nie znosi próżni, a za każdy lunch ktoś musi zapłacić – jeśli zakaz zostałby wprowadzony, musielibyśmy się do niego przyzwyczaić. A konsekwencją, na dłuższą metę, byłby po prostu wzrost cen, w ostatecznym rachunku obciążający kieszeń konsumenta.

Nie lubię przesadnej ingerencji państwa w gospodarkę, nie podobają mi się pomysły krępowania wolności gospodarczej. Ale z drugiej strony musimy zdać sobie sprawę z tego, że czasem mamy do czynienia z wyborem niemającym charakteru czysto ekonomicznego. Z ekonomicznego punktu widzenia niskie ceny usług ochroniarskich to korzyść dla konsumenta. Ale z drugiej strony, jako stosunkowo zamożne społeczeństwo powinniśmy się pogodzić z faktem, że istnieje pewna minimalna godziwa opłata czasu pracy. A jeśli stosowanie takiej minimalnej płacy oznacza wzrost cen części usług – trudno, widać nie mogą być tak tanie.

Podobnie rzecz się ma z zakazem handlu. Jeśli społeczeństwo uzna, że rzeczywiście handel w niedziele jest z różnych powodów niepożądany, ma prawo go zakazać. Tyle że koszty takiego zakazu poniosą konsumenci.

Tam, gdzie na jednej szali leżą argumenty społeczne, a na drugiej ekonomiczne, może się okazać, że szala społeczna przeważa. Czasem oznacza to podjęcie decyzji uzasadnionej, choć wiążącej się z kosztami. Nie wolno robić tylko jednego – kłamać, że tych kosztów nie ma. Bo decyzja musi być podejmowana świadomie, ze zrozumieniem konsekwencji.

Wzrost minimalnej stawki godzinowej do 13 zł spowodował, że branża zaczęła bić na alarm. Okazało się bowiem, że oznaczać to będzie wzrost kosztów pracy o ponad połowę. Na krótką metę część klientów zrezygnuje z usług, część ludzi straci pracę.

Ale przyroda nie znosi ani próżni, ani tym bardziej darmowego lunchu – prędzej czy później trzeba będzie po prostu zaakceptować wyższy poziom cen usług ochroniarskich. Gospodarka zaabsorbuje je, a wzrost kosztów częściowo zostanie przeniesiony na inne ceny, w ostatecznym rachunku obciążając kieszeń konsumenta. I sytuacja na rynku wróci do normy, choć łza będzie się w oku kręciła za dawnymi, niższymi fakturami.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację