Szczyt G20 – gdy politycy zawodzą, o pomoc prosi się biznes

Gdybym miał oprzeć swoją wiedzę o szczycie państw G20 w chińskim Hangzhou tylko na telewizyjnych newsach, to zostałbym ledwie z garścią anegdot nieokraszonych pogłębioną analizą.

Aktualizacja: 11.09.2016 21:51 Publikacja: 11.09.2016 21:42

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Foto: materiały prasowe

A to Baracka Obamę pozbawiono czerwonego dywanu, a to zamknięto lokalne zakłady pracy – aby dostojni goście nie podusili się od smogu. Na szczęście sami byliśmy w Hangzhou, uczestnicząc w tym wydarzeniu, i nie musimy się opierać na telewizyjnych migawkach.

Oczywiście, nie ma co dyskutować – szczyt był pokazem siły i znaczenia Chin. Od razu przypominają mi się pierwsze wersy z „Wesela" i pytanie „Chińczyki trzymają się mocno?". Gdyby Wyspiański dziś tworzył to dzieło, to raczej napisałby, że Chińczyki owszem, trzymają mocno, ale nie „się", tylko innych, i to za niezmiernie wrażliwą część ciała. Swoją drogą cieszę się tym bardziej z czerwcowej wizyty prezydenta Chin Xi Jinpinga w Polsce. Najwyraźniej Państwo Środka patrzy na Polskę jako na kraj, z którym woli coś wspólnie stworzyć, zamiast wymieniać dyplomatyczne kuksańce.

Mało kto jednak z telewizyjnych relacji z Hangzhou dowiedział się, że szczytowi G20 towarzyszyło spotkanie B20, czyli ciała doradczego reprezentującego międzynarodowe środowisko biznesowe. Pracodawcy RP jako jedyni od ponad czterech lat uczestniczą w jego pracach, reprezentując kręgi biznesowe środkowej i wschodniej Europy. A chińskie spotkanie B20, zorganizowane dzień przed G20, okazało się niezwykłe.

Otóż stawili się na nim politycy oraz szefowie najpotężniejszych instytucji gospodarczych świata, m.in. Roberto Azevedo, dyrektor Światowej Organizacji Handlu, Angel Gurria, sekretarz generalny OECD, Jim Yong Kim, prezes Banku Światowego. Nie przyszli się przywitać, o nie. Lejtmotywem ich wystąpień było nawoływanie do współpracy, a wręcz gorący apel o partnerstwo środowiska B20 z G20. Chyba najmocniej ujęła to pani Christine Lagarde kierująca Międzynarodowym Funduszem Walutowym, zachęcając do samodzielnego włączania się prywatnego sektora w rozwiązywanie pilnych problemów światowej gospodarki – bez czekania na polityków!

I to jest sedno sprawy, proszę państwa. Do tzw. władców tego świata dotarło wreszcie, że to przedsiębiorcy – ich inwencja, pomysłowość i pracowitość – są rzeczywistym kołem zamachowym rozwoju i wzrostu gospodarczego. Politycy mogą przedstawiać w świetle fleszy śmiałe plany, ale ich koncepcje mają jedną stałą przypadłość – wymagają wykonawców i finansowania. A gdy trzeba pieniędzy i kogoś do pracy, to wiadomo, do czyich drzwi państwo zapuka: oczywiście przedsiębiorców...

Niestety, tego zrozumienia i ducha współpracy, które zaprezentowali politycy w Hangzhou, trudno mi szukać nad Wisłą. Co prawda padło w ciągu ostatnich miesięcy wiele zapowiedzi, ale gdy przyszła pora na konkrety, zrobiło się ciszej. Gdzie jest to włączenie społeczne i zapowiadane partnerstwo? Bo chyba nie w uchwalaniu niedopracowanych ustaw o dużym znaczeniu gospodarczym, często z ominięciem instytucji Rady Dialogu Społecznego? Ustaw, które – jak np. wiatrakowa – dobijają branże, albo jak ta o podatku handlowym – nie przynoszą oczekiwanych efektów.

Dobrze, że byliśmy w Hangzhou. Mam jednak przykre wrażenie, że u nas w kraju mało kto dostrzega potrzebę i znaczenie zmiany podejścia polityków do przedsiębiorców, która w Hangzhou została bardzo mocno zaakcentowana.

A to Baracka Obamę pozbawiono czerwonego dywanu, a to zamknięto lokalne zakłady pracy – aby dostojni goście nie podusili się od smogu. Na szczęście sami byliśmy w Hangzhou, uczestnicząc w tym wydarzeniu, i nie musimy się opierać na telewizyjnych migawkach.

Oczywiście, nie ma co dyskutować – szczyt był pokazem siły i znaczenia Chin. Od razu przypominają mi się pierwsze wersy z „Wesela" i pytanie „Chińczyki trzymają się mocno?". Gdyby Wyspiański dziś tworzył to dzieło, to raczej napisałby, że Chińczyki owszem, trzymają mocno, ale nie „się", tylko innych, i to za niezmiernie wrażliwą część ciała. Swoją drogą cieszę się tym bardziej z czerwcowej wizyty prezydenta Chin Xi Jinpinga w Polsce. Najwyraźniej Państwo Środka patrzy na Polskę jako na kraj, z którym woli coś wspólnie stworzyć, zamiast wymieniać dyplomatyczne kuksańce.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację