Zorganizowany 3 września Nadzwyczajny Kongres Sędziów uzasadnia postawienie w pierwszym rzędzie pytania o jego istotę prawną. Jest ono usprawiedliwione, ponieważ obowiązujące przepisy takiej instytucji nie przewidują. Wydaje się, że najbliżej określenia tej istoty będzie stwierdzenie, iż Kongres był formą ogólnopolskiego zebrania sędziów, a jego bezdyskusyjne umocowanie prawne wynika z przepisów konstytucji, które zapewniają obywatelom wolność gromadzenia i wolność wypowiadania się.
Brak wyraźnej ustawowej regulacji takiej formuły zebrania sędziów powoduje, że podjęte podczas Kongresu uchwały nie mają waloru wypowiedzi prawnej organu samorządu sędziowskiego. Prawdopodobnie dlatego w uchwale nr 1 zaapelowano, aby zgromadzenia ogólne sędziów okręgu (nie wiadomo, dlaczego pominięto tu zgromadzenia innych sądów), a więc ustawowe organy samorządu, przyjęły i poparły uchwały Kongresu, co nada im charakter formalnych stanowisk samorządu.
Ten brak formalnej sankcji uchwał Kongresu nie pozbawia ich – rzecz jasna – znaczenia i wagi jako głosu w debacie publicznej na temat istoty i warunków funkcjonowania władzy sądowniczej. Równocześnie potwierdza jednak celowość powołania ustawowej ogólnopolskiej reprezentacji tej władzy, o co trafnie upomniano się w jednej z kongresowych uchwał.
Szeregowe rozżalenie
Kongres, pomyślany jako głos środowiska, nie był głosem równych sobie sędziów. Został czasowo i prestiżowo zdominowany przez przedstawicieli elity sędziowskiej. Słusznemu rozżaleniu z tego powodu sędziów szeregowych dał wyraz jeden z dyskutantów, który, jako sędzia rejonowy, mógł zabrać głos dopiero po pięciu i pół godziny obrad.
Dominacja VIP-ów sędziowskich nie tyko naruszała zasadę równości, ale też spowodowała, że w tematyce ich wystąpień zabrakło należytego miejsca na przedstawienie realnych problemów, z jakimi borykają się na co dzień koledzy orzekający w pierwszych instancjach. Ci zaś mieli za mało czasu, aby je szerzej zaprezentować.