Jeszcze nie weszły w życie, a już podkopały zaufanie do jego organów i pewnie mają swój udział w tym, co się ostatnio dzieje z naszym rozwojem gospodarczym. Chyba nie o takie efekty chodziło autorom nowych rozwiązań?
Niełatwo robić w Polsce biznes. Nasze państwo od lat dbało, żeby żaden przedsiębiorca nie czuł się za dobrze, żeby nie odniósł przypadkiem wrażenia, że jest ważny, potrzebny i że buduje ten kraj na równi z trójkami murarskimi. Nieraz pisałem o urzędniczej bezmyślności, o idiotycznych przepisach przygotowywanych i wprowadzanych w życie przez ignorantów bez podstawowej wiedzy o prawie, gospodarce, czymkolwiek...
Po wyborach parlamentarnych dużo słyszeliśmy o konsultacjach społecznych, planach rozwoju, wsparciu ze strony państwa. Wzięliśmy to za dobrą monetę. Jeszcze w maju indeks optymizmu przedsiębiorców, który powstaje na podstawie ankiet wśród członków Pracodawców RP, wykazywał tendencję wzrostową. W sierpniu nagle osiągnął najniższy poziom w swojej historii!
A będzie jeszcze gorzej, jeśli na serio przyjmie się takie plany walki z przestępczością gospodarczą. Dlaczego? Dlatego że po wprowadzeniu nowych regulacji wielu z nas zostanie niemal z definicji kryminalistami in spe. Tak w skrócie można opisać pakiet rozwiązań, które mają zwalczać szarą strefę.
Konkrety? Proszę bardzo: proponowane zmiany przewidują drastyczne zwiększenie kar za przestępstwa gospodarcze oraz odbieranie majątków „pochodzących z przestępstw". Komu można odebrać w ten sposób firmę? Otóż każdemu. Czy potrzeba do tego wyroku sądu? Nie. Wystarczy donos, dajmy na to dozorcy. Czy trzeba chociaż popełnić przestępstwo, żeby zostać ukaranym? Nie. Wystarczy, że popełni je nasz pracownik albo kontrahent okaże się przestępcą. Święte prawo własności, które jest podstawą wszelkiej prywatnej działalności, się nie liczy.