Osiem i pół roku hossy. I co dalej?

Wszystko wskazuje na to, że rok 2017 przejdzie do historii jako udany dla inwestorów, może nawet wyjątkowo spokojny. Na horyzoncie widać jednak chmury, które mogą sprawić, że kolejny nie będzie już tak łaskawy.

Publikacja: 31.08.2017 21:32

Gdyby zrobić sondaż i zapytać Polaków, co dzieje się na warszawskiej giełdzie, prawdopodobnie zdecydowana większość wskazywałaby, że nic szczególnego, a część – że nic szczególnie pozytywnego. Nic bardziej mylnego. Od 8,5 roku mamy hossę. I to nie tylko na światowych giełdach, ale także u nas, przy Książęcej.

Hossa na rynkach finansowych rozpoczęła się w I kw. 2009 r. i trwa z korektami aż do dziś. W tym czasie główne indeksy giełdowe, takiej jak amerykański S&P500 i niemiecki DAX, zyskały ok. 250 proc., a WIG 200 proc. Ostatnia średnioterminowa fala wzrostowa rozpoczęła się po wyborze Donalda Trumpa w listopadzie 2016 r. Od tamtej pory indeksy zyskały od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Mimo to hossa nie została zauważona przez szerszą rzeszę potencjalnych inwestorów. Dlaczego?

Na pewno w pamięci pozostają wydarzenia z 2008 r., kiedy wydawało się, że cały system finansowy się zapadnie, a globalną gospodarkę czeka okres tak trudny, jak w latach 30. Od tamtej pory większość inwestorów stała się wręcz uczulona na ryzyko. W ostatnich latach doszedł jeszcze jeden kluczowy czynnik – ryzyko geopolityczne, zarówno na poziomie globalnym (wojna na wschodzie Ukrainy, ataki terrorystyczne, konflikty na Bliskim Wschodzie, kryzys migracyjny w UE, wybór kontrowersyjnego prezydenta w USA), jak i lokalnym. Trudno podejmować decyzje o inwestowaniu w akcje, gdy niemal co tydzień jesteśmy zaskakiwani pomysłami polityków.

Efekt? Mimo 8,5-letniej hossy polscy inwestorzy boją się inwestować w ryzykowne instrumenty. Wybierają fundusze dłużne lub absolutnej stopy zwrotu, a przede wszystkim mieszkania. Na rynku mieszkaniowym trwa zadziwiający boom. Wprawdzie ceny nie rosną tak, jak w Europie Zachodniej, ale liczba sprzedawanych lokali zaskakuje deweloperów. To efekt niskiego oprocentowania lokat w bankach (niewiele daje 2 proc. rocznie) i strachu przed politykami, polskimi i światowymi. Mieszkania uważane są za bezpieczną inwestycję.

Spokojny rok

Na rynkach finansowych po dość burzliwym 2016 r. (trudny początek, brexit, wybór Trumpa itd.) 2017 r. jest wyjątkowo spokojny. Giełdowe indeksy krok po kroku zwyżkują. Nie przeszkadzają im wydarzenia, które zwykle wywoływałyby większe korekty. Indeksy zmienności, zwane też indeksami strachu, w ostatnich miesiącach osiągnęły rekordowo niskie poziomy. Obudziły się także rynki wschodzące, do których zalicza się również nasz kraj. Po kilku latach słabszych to one w ostatnich miesiącach wiodą prym w zwyżkach.

Na GPW 2017 r. jest również bardzo udany. Indeks WIG zyskał 24 proc. Na wartości zyskują największe spółki – banki i firmy energetyczne, które w 2015 r. padły ofiarami oryginalnych pomysłów politycznych. Nieźle radzą sobie średnie firmy. Nieco słabiej te mniejsze. Mieliśmy trzy spore debiuty giełdowe (Dino, GetBack, Play). Wolumen obrotów jest akceptowalny. Także złoty i polskie obligacje zachowują się stabilnie. To rzadka sytuacja jak na rynki finansowe.

Jak długo może potrwać dobra passa? Zgodnie z naszymi analizami do IV kw., może nawet do końca 2017 r. Przy czym należy założyć, że najbliższe miesiące nie będą już tak spokojne. Zmienność giełdowych indeksów powinna wzrosnąć. Doczekamy się zatem większych korekt. Byłoby to zgodne z historycznymi prawidłowościami: po okresie rekordowo niskiej zmienności rynki przez jakiś czas rosły, ale właśnie z większymi wahnięciami i ustanawiały średnioterminowe szczyty. Można zatem założyć z dość wysokim prawdopodobieństwem, że cały rok 2017 przejdzie do historii jako okres korzystny dla inwestorów. A gdyby okazało się, że zmienność rynków w najbliższych miesiącach nie wzrośnie istotnie, jako rok niezwykle spokojny.

Z naszych wstępnych analiz wynika, że kolejny rok będzie trudniejszy, prawdopodobnie spadkowy. Być może powrócą tendencje, które obserwowane były w I połowie 2016 r. Być może doświadczymy większej nerwowości w reakcji na wydarzenia, które otaczają rynki.

Jednym z powodów troski może być dalsze zacieśnianie polityki pieniężnej przez amerykański bank centralny. Trzy podwyżki stóp w Fed już za nami. Ale przed nami początek zmniejszania bilansu banku centralnego, czyli QT (quantitative tightening, odwrotność QE – quantitative easing). Inwestorzy pamiętają, jaki wpływ na rynki miały kolejne odsłony QE. Za każdym razem wywoływały średnioterminową falę wzrostową na nowojorskiej giełdzie, a za nią również na innych. QT może zatem zadziałać odwrotnie.

Rok 2018 może być też bogatszy w wydarzenia geopolityczne na świecie. Przy słabszym nastawieniu inwestorów może prowadzić to do większych wahnięć koniunktury, tak jak w I połowie 2016 r.

Co zrobią z OFE

Na polskim rynku kluczowa, oprócz wydarzeń na świecie, jest przyszłość OFE. W 2017 r. nie udało się przeprowadzić zmian, o których w połowie 2016 r. mówił wicepremier Mateusz Morawiecki: nacjonalizacji 25 proc. aktywów OFE i przekazania 75 proc. środków bezpośrednio na konta uczestników OFE. Upływ czasu i zbliżający się maraton wyborczy lat 2018–2020 zwiększają prawdopodobieństwo realizacji gorszego scenariusza, tzn. kolejnego okrojenia aktywów OFE bez wyjaśnienia przyszłości pozostałej części (akcyjnej).

Jeśli zrealizuje się ten scenariusz, to nie doczekamy się powrotu polskich inwestorów do inwestowania w akcje. Raczej cały czas wybierane byłyby bezpieczniejsze formy lokowania pieniędzy, czyli fundusze dłużne lub absolutnej stopy zwrotu. Być może do łask powróci złoto, które po okresie dekoniunktury 2012–2015, od I kwartału 2016 r. zaczyna odzyskiwać blask. Nadal dobrze mogą się sprzedawać mieszkania, ale będzie się pojawiać pytanie, jak długo jeszcze może trwać dobra passa.

Z zainteresowaniem będziemy obserwować rozwój bańki na rynku kryptowalut. Najbardziej znana z nich – bitcoin – zyskała od początku roku ponad 360 proc. Powstają kolejne kryptowaluty. Ich zwolennicy wskazują na przewagi technologii blockchain. Przeciwnicy twierdzą, że mamy do czynienia z olbrzymią spekulacją, która zakończy się, jak wszystkie poprzednie, krachem. Dziwić może opieszałość polityków i banków centralnych w kwestii uregulowania kryptowalut. Czy najpierw musi się wydarzyć jakieś nieszczęście?

Przyszłość polskiego rynku kapitałowego jest niepewna. Brak wsparcia politycznego. Wynika to prawdopodobnie z braku zrozumienia wśród polityków mechanizmów rynkowych i pozytywnego przełożenia rozwoju rynku kapitałowego na polską gospodarkę i zamożność społeczeństwa.

Można to zmienić. Potrzebne byłoby ustanowienie regularnie spotykającego się „okrągłego stołu" z udziałem KNF, Ministerstwa Finansów, NBP, kluczowych polityków ds. gospodarczych, TFI, PTE, domów maklerskich, banków. Jego zadanie to zdefiniowanie barier w rozwoju rynku, sposobów ich pokonania i wytyczenie strategicznych kierunków rozwoju. Zwieńczeniem prac powinny być strategia rozwoju polskiego rynku kapitałowego na kolejne pięć lat oraz istotne wsparcie dla rynku ze strony polityków, w tym tych najważniejszych. Efektem byłyby pozytywne przełożenie rozwoju rynku kapitałowego na polską gospodarkę i wzrost zamożności naszego społeczeństwa. Jesteśmy ciekawi, czy polscy politycy dostrzegą wreszcie potencjał naszego rynku kapitałowego do realizacji celów polityki gospodarczej (oczywiście w pozytywnym sensie).

Autor jest prezesem Quercus TFI i profesorem nadzwyczajnym w Szkole Głównej Handlowej.

Gdyby zrobić sondaż i zapytać Polaków, co dzieje się na warszawskiej giełdzie, prawdopodobnie zdecydowana większość wskazywałaby, że nic szczególnego, a część – że nic szczególnie pozytywnego. Nic bardziej mylnego. Od 8,5 roku mamy hossę. I to nie tylko na światowych giełdach, ale także u nas, przy Książęcej.

Hossa na rynkach finansowych rozpoczęła się w I kw. 2009 r. i trwa z korektami aż do dziś. W tym czasie główne indeksy giełdowe, takiej jak amerykański S&P500 i niemiecki DAX, zyskały ok. 250 proc., a WIG 200 proc. Ostatnia średnioterminowa fala wzrostowa rozpoczęła się po wyborze Donalda Trumpa w listopadzie 2016 r. Od tamtej pory indeksy zyskały od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Mimo to hossa nie została zauważona przez szerszą rzeszę potencjalnych inwestorów. Dlaczego?

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację