Ministerstwo Sprawiedliwości podsumowało właśnie liczbę zgłoszonych do egzaminu wstępnego na aplikację: adwokacką, radcowską, notarialną i komorniczą. Przystąpi do nich 8460 osób, w 2015 r. było ich 9241. Liczba chętnych do korporacji z roku na rok maleje.

Najmniejszy spadek widać u adwokatów, największy wśród kandydatów do zawodu komornika – w 2016 r. zgłosiło się 340 osób, rok wcześniej 623.

Powód? Najogólniej mówiąc, rynek usług prawnych jest nasycony, coraz więcej młodych prawników zamiast zaczynać działalność na własną rękę, szuka pracy w urzędach, żeby przeczekać trudny początek. Są też tacy, którzy najpierw zakładają firmy doradcze, udzielają porad, zdobywają specjalizacje, wykorzystują nisze, a dopiero potem idą na aplikację, by móc reprezentować klientów przed sądem.

Doświadczeni przedstawiciele korporacji nie dziwią się, że absolwenci prawa z dystansem podchodzą do wpisu na listy aplikantów. – Dzisiaj bardzo trudno zacząć własną działalność – mówią. Przekonują, że brak patronów z prawdziwego zdarzenia praktycznie uniemożliwia start z własną kancelarią. A młodzi ludzie coraz częściej to widzą i nie chcą powielać niepowodzeń starszych kolegów.

Tak więc powoli, bardzo powoli, zawody prawnicze stają się sposobem na życie tych zdeterminowanych, stuprocentowo pewnych swojej przyszłości. I dobrze. Dopuszczenie do aplikacji, a nawet zdany egzamin nie gwarantuje dziś bowiem nie tylko powodzenia, ale i stabilności finansowej. A przecież nie można zapominać, że sama aplikacja też kosztuje. Dziś ponad 5 tys. zł za rok, w 2017 r., już ponad 6 tys. zł. Mniejszy nabór na aplikacje to też szansa na lepszą jakość szkolenia i objęcie patronatem z prawdziwego zdarzenia. Tak więc, nie zamykając drogi do zawodów, korporacje osiągną to, co chciały: mniej prawników na rynku a to przecież oznacza mniejszą konkurencję.