Akcjonariusz to też przecież człowiek i może ulec presji „moralnej" albo dobrej cenie za akcję. Wrogie przejęcia spółek to nie tylko akademickie zabawy na ćwiczeniach studentów. One rzeczywiście się zdarzają. Tak więc prawdziwi menedżerowie, którzy wierzą w swoją misję, powinni umieć się obronić przed wrogim przejęciem. Jak jednak to zrobić, by sukces był pełen i sam biznes na takiej operacji nie ucierpiał – bo i tak może być w świecie pieniądza. Podobno najlepszą metodą obrony przed próbą wrogiego przejęcia jest technika „Białego rycerza". Na czym ona polega? Czy może być skuteczna? Wydaje się, że tak. Zwłaszcza wtedy, gdy nagle pojawia się prężny konkurent wobec podmiotu mającego złe intencje, czyli usiłującego dokonać przejęcia spółki. To on – właśnie ten „Biały rycerz" – oferuje akcjonariuszom i menedżerom lepsze warunki dalszego prowadzenia interesu niż czyni to wrogi podmiot. Tak więc przejmuje spółkę, ale jednocześnie współdziała z jej władzami korporacyjnymi i kontynuuje dotychczasową jej działalność. Jest więc tak, że wszystko się w firmie zmienia, ale jednocześnie jest tak, jak było, czyli w gruncie rzeczy władza pozostaje tam, gdzie była.

Metoda ta jest podobno lepsza od „Złotych spadochronów", czyli obrony polegającej na wprowadzeniu kosmicznych odpraw dla zwalnianych członków zarządu, które potrafią skutecznie odstraszyć nawet zatwardziałych i zdeterminowanych agresorów spółkowych. Przy rycerzu wysiada też „Zatruta pigułka", która oznacza pozostawienie spółki w stanie, w którym po przejęciu będzie nieatrakcyjna dla nowego inwestora.

Więcej szczegółów o „Białym Rycerzu" – i nie tylko o nim – w artykule mecenasa Rafała Wojciechowskiego .

Zapraszam do lektury także innych tekstów w najnowszym numerze „Prawo w Biznesie".