Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) pod bardzo kontestowanym przywództwem Thomasa Bacha i federacje sportowe muszą się zgodzić na to, by zarówno kontrola dopingowa, jak i sankcje za naruszenie przepisów zostały wyjęte spod ich jurysdykcji i oddane Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Sytuacja, w której MKOl i WADA są ze sobą w sporze – tak jak działo się przed Rio – jest patologiczna. Potrzebne jest też monitorowanie tego, jak ze swoją przeszłością rozlicza się Rosja, czy powstają tam zalążki czystego sportu, i nie może to być wyłącznie zadaniem mediów.

Rio to były igrzyska lepsze, niż można się było spodziewać. Zaczęły się w cieniu korupcyjno-dopingowego skandalu w lekkoatletyce, potem doszły informacje o państwowym dopingu w Rosji, co sprawiło, że w mediach całego świata więcej było obaw niż nadziei. Gdy doda się do tego brazylijskie kłopoty polityczne i gospodarcze, powodów do optymizmu rzeczywiście nie było w nadmiarze.

Tymczasem wszystko poszło gładko, w Brazylii może nie było dostatnio, ale na pewno spokojnie, i teraz tylko trzeba poczekać dziesięć lat, by się przekonać, kto z mistrzów olimpijskich wytrzymał próbę czasu (tak długo są przechowywane i mogą być badane dopingowe próbki pobrane podczas igrzysk). Czas niewinności się skończył. „Wątpię, więc jestem" to nowe motto świadomego kibica sportu.