Ostatnia interwencja policji na cmentarzu Powązkowskim pokazała, że nawet jeśli funkcjonariusze mają rację, to kiedy przychodzi nakaz z góry, muszą zwolnić zatrzymanych. To niedobrze dla nas wszystkich. Jeśli policja czy prokuratura będą działały na wyrost, funkcjonariusze poniosą konsekwencje, a państwo zapłaci za ich pomyłkę.

W 72. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego warszawska policja zatrzymała na Powązkach dwójkę młodych ludzi, którzy na nagrobku Bolesława Bieruta namalowali czerwoną gwiazdę i napisali na nim „kat". Zatrzymanych przewieziono na komisariat, ale Zbigniew Ziobro, korzystając z uprawnień prokuratora generalnego, zażądał od prokuratora regionalnego doprowadzenia do ich natychmiastowego zwolnienia. – Zatrzymanie przez policję tych osób na 48 godzin jest niezasadne - uznał.

Policjanci się tłumaczyli. Zatrzymanych zwolniono. Ich adwokaci złożyli zażalenie na zatrzymanie. Sąd przyznał rację policji, czyli uznał, że zatrzymanie było uzasadnione.

Czyżby prokurator generalny się pomylił? Wszystko na to wskazuje. I nie ma w tym nic złego, bo mylić może się każdy. Problem jednak w tym, że minister i prokurator w jednej osobie interweniował, choć szczegółów nie znał albo znał i emocjonalnie ocenił sytuację. Skoro to grób Bieruta, to można pisać obelgi, gdyby był kogoś innego, to nie można. Takie zachowanie może się okazać niebezpieczne w przyszłości dla nas wszystkich. Policja, przystępując do czynności np. zatrzymania, może bowiem zacząć kalkulować, komu taka decyzja może nie przypaść do gustu. W ten sposób sprawcy napadu czy kradzieży pozostaną nie tylko bezkarni, ale i nieuchwytni. A przecież nie o to w bezpiecznym państwie prawa chodzi. Może więc niech każdy zajmie się tym, co potrafi i za co odpowiada. A każdy taki czy podobny spór można rozstrzygnąć przed niezawisłym sądem.