Bo przecież już na pierwszy rzut oka to zwyczajna „szczujnia". Nagrania wypływają po ponad trzech latach. Ich bohaterowie nie tylko od dawna nie uczestniczą w życiu publicznym, ale na dodatek mizerna jest nadzieja, że kiedykolwiek zdołają odbudować kariery. W prezesa Krawca wciąż wierzę, ale główny bohater afery taśmowej, Radosław Sikorski, wydaje się wypchnięty na polityczny aut już na zawsze. Jak przekonuje mitologiczna figura Syzyfa, za lekkomyślne gadulstwo kara musi być straszna.

Ale nie kwestia gadulstwa Sikorskiego zajmuje najbardziej. Ważniejszy jest aspekt etyczny całej awantury. Czyż w istocie obaj panowie mówią na tyle ważne rzeczy, że naruszenie prywatności ich rozmowy można podporządkować kategorii interesu publicznego? Na pierwszy rzut oka nie. Rozmowa dotyczy wszak kwestii czysto partyjnych. Sikorski nie po raz pierwszy dyskredytuje Grzegorza Schetynę i podważa jego kompetencje lidera. Dość barwnie (ale i obrzydliwie) wpycha go w kręgi lwowskiej żulii (swoją drogą, skąd Sikorski ma na temat tych kręgów wiedzę) i konfrontuje go z „teflonowym, posiadającym koci zmysł" Donaldem. Krawiec wydaje się głupawo przytakiwać i podchwytuje ton sąsiada. Wszystko to małe i trochę knajackie, ale przecież w granicach prawa. Nitek żadnej poważnej afery z tego wyciągnąć się nie da.

Co więc stoi za ujawnieniem nagrania? „Cui bono"? – jak pytają w sądzie. Nie trzeba być geniuszem, by odpowiedzieć sobie także na inne pytania. Żaden dziennikarz TVP Info do niczego nie dotarł. Za to stacja firmuje zwykłą polityczną wrzutkę. Jej cel jest jasny. Po raz kolejny zohydzić publicznie „tych od ośmiorniczek". Pokazać, jak są nieuczciwi, jak kłótliwi, jak niekoleżeńscy. Jak nielojalni. Jak przeklinają. To także strzała wystrzelona w kierunku środowiska Platformy. Ma podzielić, spotęgować wewnętrzne napięcia, zdyskredytować lidera. Dość to żałosne i podłe. Choć politycznie skuteczne. Szkoda tylko, że używa się do tego telewizję, która kiedyś była publiczną. TVP Info przypadkiem wskazuje też dysponenta nagrań. Nie ma wątpliwości, że to ktoś z kręgu sprawujących władzę. Interes polityczny jest zbyt oczywisty.

Czy jest to więc zwyczajna szczujnia? Czy bez chwili wahania wyrzuciłbym nagrania do kosza? Mam dwie wątpliwości. Po pierwsze, za publikacją przemawia wątek potencjalnej sprzedaży rafinerii w Możejkach Rosjanom. Jej „właściciel" ujawnia bardzo poufne szczegóły, o których powinno się rozmawiać nie u Sowy, ale w zabezpieczonych kontrwywiadowczo gabinetach ministerialnych. Można mieć wrażenie, że to dla niego coś równie mało ważnego, jak krótka przerwa między wódką i zakąską. Czyż nie tak ocenią ten wątek Litwini? Czy ktoś poza ich wiedzą nie szafuje przypadkiem ich interesem narodowym, a przy okazji i (by nie wspominać o majątku publicznym) polską racją stanu? W tym wątku obaj panowie posunęli się za daleko. I jeszcze jedno. Zawsze, nawet po trzech latach, trochę boli, że ten wykwit politycznego nieprofesjonalizmu odbywa się za pieniądze podatnika. Za to bez jego udziału. Czyli całkiem szczujnia? Niekoniecznie.

Taśmowy serial trwa >A5