W pierwszych pięciu miesiącach 2018 r. sprzedaż towarów do Rosji wzrosła do 2,6 mld euro z 2,3 mld euro rok wcześniej, co jest wynikiem lepszym o 11 proc. A to największy wzrost, porównując dziesięć kluczowych dla Polski rynków. Zważywszy, że cały ubiegły rok przyniósł wzrost przeszło 18-proc., na odbudowę polsko-rosyjskich relacji handlowych, przynajmniej na razie, można chyba spojrzeć w miarę optymistycznie.

Także dlatego, że ten korzystny trend powinien się utrzymywać. W ubiegłym roku Rosja wyszła z recesji, a ożywienie w tamtejszej gospodarce coraz mocniej przyciąga zagranicznych dostawców. Co prawda na razie możemy mówić jedynie o odbudowywaniu pozycji utraconej przed kilku laty. Ale moment, gdy straty zostaną odrobione, a polska ekspansja na rosyjski rynek będzie mogła przyspieszyć, staje się coraz bardziej realny.

To ważne, bo nie możemy się koncentrować tylko na dobrze rozpoznanych rynkach unijnych. Dywersyfikacja eksportu, zwłaszcza przy blisko 28-procentowym udziale Niemiec, jest konieczna dla zwiększenia naszego bezpieczeństwa w międzynarodowym handlu. Tymczasem Rosja z uwagi na wielkość kraju, zasobność surowcową czy możliwości rozwojowe oferuje gigantyczny potencjał do współpracy.

Jednocześnie wciąż wiele może jej zaszkodzić: to m.in. słabość systemu finansowego czy zaostrzenie antyrosyjskich sankcji przez UE i USA. Z powodu niepewnej sytuacji geopolitycznej oraz planowanej podwyżki VAT rosyjskie Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego obniżyło prognozę wzrostu PKB na ten rok z 2,1 proc. na 1,9 proc., a na przyszły rok z 2,2 proc. na 1,4 proc.

Polskich firm nie powinno to zniechęcać. Zwłaszcza że na rosyjski rynek łakomie spoglądają firmy z innych krajów, np. z Brazylii. Jeśli się tam zadomowią, miejsca dla nas może zabraknąć.