Stop wyłudzaczom

Skala wyłudzeń zwrotów podatku VAT to dotąd temat wstydliwy i z reguły przemilczany. Tymczasem budżet traci z tego tytułu ok. 2 proc. PKB rocznie.

Publikacja: 23.07.2017 19:21

Najważniejsze pytanie, które zadał P. Dobrowolski („Mniejsza luka, sprawne państwo" – „Rzeczpospolita" z 13 lipca 2017 r.), dotyczy ekonomicznej treści przestępstw podatkowych. Gdy zrozumiemy i poznamy istotę tego zjawiska, możemy określić makroekonomiczne skutki ich eliminacji. Zgadzam się z autorem, że dopiero zaczynamy badania tego tematu. Natomiast kolejne raporty na temat „luki podatkowej", które ochoczo publikują firmy specjalizujące się w obsłudze ucieczki od podatków, nie zawsze są wiarygodne. Z wielu dość oczywistych powodów. Przykładowo, trudno uwierzyć w nagłą metamorfozę liderów biznesu podatkowego, którzy jeszcze niedawno zaprzeczali istnieniu tu jakichkolwiek patologii i do dziś najwięcej zarabiają właśnie na owej „luce", a zwłaszcza w ich zadziwiającą troskę o interes publiczny. Patologiami systemów podatkowych zajmuję się nie od dziś, obserwując z bliska (na ile to możliwe) spory podatkowe i anomalie tworzenia prawa podatkowego; piszę o tym od lat, zresztą wzbudzając również wściekłe ataki obrońców status quo. Powiem więc, jak widzę istotę ekonomiczną zjawiska nazywanego dość dwuznacznie „luką podatkową".

Demoralizacja i niszczenie rynku

Nazwijmy najpierw to, co jest przedmiotem analizy. Jest to różnica między oszacowaną, potencjalną wartością dochodów budżetu państwa, gdyby:

- nie było celowo tworzonych luk w przepisach, które pozwalają na niepłacenie podatków lub uzyskiwanie zwrotów,

- nie tolerowano „transakcji optymalizacyjnych" skutkujących utratą dochodów budżetowych,

- 95 proc. realnie istniejących podatników regulowałoby podatki zgodnie z prawem,

a rzeczywistą, kasową wartością tych dochodów.

W przypadku tych najważniejszych podatków: VAT-u, akcyzy i podatku dochodowego od osób prawnych, owa różnica w ciągu ostatnich lat wzrosła nominalnie już do wysokości około 90 mld zł rocznie. Dużo, nawet zbyt dużo. Oczywiście ekonomiczna istota tego zjawiska różna jest w zależności od podatku. Skoro P. Dobrowolski odwołuje się do „luki w VAT", to przedstawię mój sposób widzenia oraz ogólną interpretację ekonomiczną bezpowrotnych strat w dochodach w tym podatku.

Na czym więc polegają empirycznie poznane i prawdopodobnie dominujące w gospodarce polskiej metody zarabiania na tym podatku? Ich treścią są fikcyjne „transakcje": towary lub usługi, którymi obraca się w tym procederze, albo nie istniały, albo fizycznie istnieją, lecz dla pozoru są wielokrotnie odprzedawane. Nigdy obiektywnie nie istniał tak wielki rynek złomu, stali czy elektroniki, który odnotowywały oficjalne statystyki, a usłużni lobbyści trajkotali, że jednocześnie „zagraża on uczciwym podatnikom". Jak fikcyjna transakcja może zagrozić realnej sprzedaży? Ktoś, kto chce kupić np. stal, aby wybudować biurowiec, nie potrzebuje fikcyjnej faktury, lecz prawdziwej dostawy realnie istniejących towarów.

Oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że ten dostawca nie będzie przesadnie uczciwy i sprzeda prawdziwy, sprowadzony z innego państwa UE towar poniżej ceny zakupu, a stratę pokryje niepłaconym VAT-em. Ale to – wbrew propagandzie medialnej – było, jest i będzie częścią okresu patologii wspólnotowego VAT-u. Czy ktoś, kto kupuje dla własnych potrzeb duże ilości towaru, nie wie, jakie są ceny? Z reguły jest w stanie odróżnić oszusta od uczciwego, pewnego dostawcy. Kto nie chce świadomie uczestniczyć w przestępstwie, nie podejmuje takiego ryzyka. „Transakcje optymalizacyjne" w tym podatku nie mają żadnej ekonomicznej treści, bo pozorny zakup dokumentowany równie pozornymi „fakturami" – ani nas nie zubaża, ani nie wzbogaca, natomiast demoralizuje podatników i niszczy rynek. Tworzy jednak papierowy PKB i pozorne dochody, które jednak z reguły nie są faktycznie opodatkowane podatkiem dochodowym – ale to zupełnie inny problem. Pozory nie podlegają opodatkowaniu, więc nie może to obiektywnie dać jakichkolwiek dochodów z VAT-u. Nic więc tu bezpośrednio nie tracimy.

„Pieniądze leżą na ulicy"

Gdzie jest więc korzyść organizatorów i uczestników owych „transakcji"? Są to wyłudzane zwroty podatków: tu zaczynają się dopiero prawdziwe pieniądze. Temat wstydliwy i z reguły przemilczany. W czasach poprzednich rządów na Świętokrzyskiej 12 (siedziba Ministerstwa Finansów – przyp. red.) zwroty te wzrosły o ponad 50 proc., a w zeszłym roku osiągnęły już zawrotną kwotę 100 mld zł. Jak wygląda najbardziej rozpowszechniony sposób wyłudzeń zwrotów? Oto wręcz klasyczne elementy tej „transakcji" (występują do dziś);

- podmiot wielokrotnie kupuje i sprzedaje tę samą partię towarów (np. stal) objętych tzw. odwrotnym VAT-em, czyli stawką 0 proc. uprawniającą do zwrotu podatku (towar ten realnie nie istnieje),

- w tym samym czasie „kupuje" on dowolną ilość równie nieistniejących towarów lub usług, które formalnie przechodzą przez kilka podstawionych firm, generując równie fikcyjny podatek naliczony u sprzedawcy,

- ów „hurtownik", będąc tym samym „wiarygodnym przedsiębiorcą" o wysokich obrotach na danym rynku, składa deklarację VAT-7 z wykazanym do zwrotu owym „podatkiem naliczonym", który to zwrot wypłaca mu urząd skarbowy.

Taką „operację" można powtarzać tysiące razy i co miesiąc inkasować państwowe pieniądze. To wielkie, liczone już w miliardach kwoty, a na ich straży stoi kohorta wynajętych przez oszustów hejterów, „ekspertów" i mediów: agresywnych i groźnych, bo nieraz byłem przedmiotem ich ataków. To jest jedyna ekonomiczna treść tych oszustw: zmniejszenie dochodów budżetowych poprzez wyłudzanie zwrotów – z pieniędzy wpłaconych przez uczciwych podatników. Pieniądze te prawdopodobnie są natychmiast transferowane za granicę, a przedsięwzięcia te na dużą skalę organizują podmioty, których z reguły nie wolno tknąć.

Debiutują tu również mniejsi, miejscowi konkurenci, widząc skalę przyzwolenia na takie działania: „pieniądze leżą na ulicy", wspólnotowy VAT gwarantuje taki zarobek, proceder ma skutecznych obrońców z wysokiej półki – trzeba się tylko schylić. Dobrym miernikiem tego zjawiska jest gwałtowny przyrost „sprzedaży" każdego towaru, który jest objęty tzw. odwrotnym obciążeniem.

Fala płynie za granicę

Wiara w to, że owe wyłudzenia zwrotów „zwiększają konsumpcję lub inwestycje" w Polsce, jest kompletną naiwnością. Gdzieś te pieniądze są wydatkowane, ale raczej nie w naszym państwie. Tylko cząstka tych środków pozostaje w Polsce, bo trzeba opłacić obrońców status quo: lobbystów, kampanie medialne i innych „agentów wpływu". Nawet tylko ta część „realnie wydatkowanych" pieniędzy jest tak duża, że nasze biedne państwo z reguły przegrywa tu już w przedbiegach.

To, że służby specjalne nie interesowały się tym problemem w poprzednich latach, to w pełni rozumiem. Ale teraz? Aktorzy tej sceny są przecież znani: wystarczy sprawdzić, co się dzieje z pieniędzmi pochodzącymi ze zwrotów VAT-u.

Czy ograniczenie wyłudzeń zwrotu VAT-u nas wzbogaci, czy zbiedniejemy? Odpowiedź zna każdy – jest wręcz banalna: gdy uczciwie wpłacone przez podatników pieniądze do budżetu są wydatkowane na rzecz nieuprawnionych podmiotów, transferujących te środki za granicę – tracimy. W przypadku VAT-u to co najmniej 2 proc. PKB w każdym roku.

Witold Modzelewski jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, reprezentuje Instytut Studiów Podatkowych

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Najważniejsze pytanie, które zadał P. Dobrowolski („Mniejsza luka, sprawne państwo" – „Rzeczpospolita" z 13 lipca 2017 r.), dotyczy ekonomicznej treści przestępstw podatkowych. Gdy zrozumiemy i poznamy istotę tego zjawiska, możemy określić makroekonomiczne skutki ich eliminacji. Zgadzam się z autorem, że dopiero zaczynamy badania tego tematu. Natomiast kolejne raporty na temat „luki podatkowej", które ochoczo publikują firmy specjalizujące się w obsłudze ucieczki od podatków, nie zawsze są wiarygodne. Z wielu dość oczywistych powodów. Przykładowo, trudno uwierzyć w nagłą metamorfozę liderów biznesu podatkowego, którzy jeszcze niedawno zaprzeczali istnieniu tu jakichkolwiek patologii i do dziś najwięcej zarabiają właśnie na owej „luce", a zwłaszcza w ich zadziwiającą troskę o interes publiczny. Patologiami systemów podatkowych zajmuję się nie od dziś, obserwując z bliska (na ile to możliwe) spory podatkowe i anomalie tworzenia prawa podatkowego; piszę o tym od lat, zresztą wzbudzając również wściekłe ataki obrońców status quo. Powiem więc, jak widzę istotę ekonomiczną zjawiska nazywanego dość dwuznacznie „luką podatkową".

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację