Wszystkie umocowane w konstytucji ważne dla funkcjonowania państwa prawa i gospodarki rynkowej instytucje traktowane są w ustawie zasadniczej zdawkowo. We wszystkich przypadkach, poza ogólnym określeniem warunków powoływania ich organów wykonawczych oraz ich kadencyjności, w kwestiach szczegółowych odsyłają do stosownych ustaw. Tak jest zarówno w przypadku rozdziału IX, gdzie w artykułach od 202 do 215, pod wspólnym mianownikiem „organów kontroli państwowej i ochrony prawa" znalazły się NIK, Rzecznik Praw Obywatelskich i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Tak jest też w rozdziale X traktującym o finansach publicznych.
Tu z kolei, trochę na zasadzie przypadku (tak zawsze uważałem), przyklejony został art. 227, który w siedmiu krótkich punktach ujmuje zasady funkcjonowania niezależnego banku centralnego. Ich doprecyzowanie znajduje się w ustawie o Narodowym Banku Polskim.
Ryzyko utraty wiarygodności
Ta zwięzłość ustawy zasadniczej w kwestii reguł funkcjonowania organów konstytucyjnych uchodziła dotąd powszechnie za jej zaletę. Odkąd jednak większość parlamentarna uważa, że można ustawą przerwać kadencyjność i odwołać nieodwoływalnego reprezentanta organu konstytucyjnego, sprawa nabiera nowego znaczenia. „Ustawą zmieniamy ustawę" – twierdzą przedstawiciele rządzącej większości – „cóż w tym złego?".
Ano to tylko, że przy okazji zniszczone zostają podstawy instytucjonalnej trwałości państwa prawa. Podkopane zostają fundamenty instytucjonalnej tkanki gospodarki rynkowej. Dlaczego, na przykład, podmioty gospodarcze mają nadal pokładać ufność w fundamentalnym dla nich artykule 227 konstytucji? Dlaczego kadencyjność organów NBP nie może zostać przerwana, podobnie jak dzieje się to już z innymi organami konstytucyjnymi państwa? Może dlatego, że prezesem NBP jest kolega prezesa Kaczyńskiego? To ma być ta nowa gwarancja konstytucyjnej niezależności w państwie postdemokratycznym? Jeśli tak, to wypada tylko bardzo współczuć tym, którzy wierzą, że to się może udać; że to, co dzieje się teraz z władzą sądowniczą w Polsce, rozejdzie się po kościach, bez wpływu na gospodarkę.
Przerywając ustawą kadencyjność choćby jednego konstytucyjnego organu państwa, wystawia się na ryzyko utraty wiarygodności wszystkie inne. A w przypadku instytucji ważnych dla funkcjonowania rynku, wiarygodność i uwolniony od nacisków profesjonalizm jest dosłownie wszystkim. Koszt prowadzenia polityki pieniężnej zależy od wiarygodności banku centralnego. Czy bank może być wiarygodny, jeśli „ustawą można zmienić ustawę", odwołując przy tym wszystkie lub niektóre organa NBP?