Maciej Stańczuk: Kasacja euro to zły pomysł

Nowa konstrukcja strefy euro powinna uwzględniać możliwość uporządkowanej upadłości państw członkowskich – pisze wiceprezydent i główny ekonomista Pracodawców RP.

Publikacja: 17.07.2016 19:08

Maciej Stańczuk

Maciej Stańczuk

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Szok Brexitu, umacniająca się praktycznie we wszystkich państwach członkowskich UE pozycja partii populistycznych oraz rosnąca niepewność otoczenia biznesowo-gospodarczego Europy nakazuje na nowo spojrzeć na rolę wspólnej waluty europejskiej w przełamywaniu niekorzystnych trendów rozwojowych naszej części świata. Dotychczasowe osiągnięcia UE, takie jak 70 lat pokoju w Europie, wolność i rozwój gospodarczy są zagrożone niekończącym się kryzysem strefy euro.

Kiedy przed ponad 20 laty na szczycie madryckim UE uzgodniono w atmosferze euforii powołanie do życia wspólnej waluty, mało kto przypuszczał, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Wbrew ostrzeżeniom teoretyków ekonomii, zwłaszcza tych zajmującym się wspólnym obszarem walutowym, przeforsowano wdrożenie koncepcji wspólnej waluty. Wówczas wydawała się ona logicznym krokiem wzmacniającym pokój i dobrobyt na naszym kontynencie. Teraz wiemy już, że tak się nie stało.

Europejska wspólna waluta to dzisiaj teren pełen pułapek i niebezpiecznych min. Dryfuje od jednego kryzysu do kolejnego. Czy jednak prosty jak konstrukcja cepa wniosek Stefana Kawalca, że wspólna waluta była poważnym błędem, a strefa euro nadaje się tylko do rozbiórki, jest słuszny? Czy jej demontaż leży w interesie Europy i Polski? Mam co do tego poważne wątpliwości.

Problem z Południem

Główny problem UE to utrata konkurencyjności przez kraje południa Europy – i tu pełna zgoda z Kawalcem. Konkurencyjność tych krajów została zrujnowana. Przy tym bogata i konkurencyjna Północ dała się wkręcić w spiralę programów ratunkowych, które jeszcze bardziej zwiększyły problem nadmiernego zadłużenia. Sytuacja obecna powoduje, że nasilają się również animozje między obywatelami różnych nacji europejskich i nie chodzi tu już tylko o Grecję. Ugrupowania populistyczne w wielu krajach zwiększają swoją siłę i mają szansę na przejęcie władzy.

Bezpośrednią przyczyną kryzysu w Europie był kryzys finansowy w amerykańskim sektorze finansowym wywołany upadkiem Lehman Brothers. Kryzys ten przeniósł się szybko do Europy poprzez system bankowy, co wpędziło Stary Kontynent w największą recesję od czasów II wojny światowej. Jedynym chlubnym wyjątkiem była Polska. Kraje północy Europy z Niemcami szybko przezwyciężyły kryzys. Południe z Francją, mimo lekkiej poprawy sytuacji, nadal dalekie jest od stabilizacji.

Problemy w Europie wynikają z prymatu polityki nad prawami ekonomii (niektórzy nazywają to odrzuceniem determinizmu ekonomicznego). Przez wiele lat politycy mogą forsować swoją wolę („twarde obietnice wyborcze") w taki sposób, jakby nie było żadnych ograniczeń budżetowych, nie działały żadne prawa ekonomiczne ani reguły matematyki. Jednak kiedyś dochodzi do zderzenia ze ścianą rzeczywistości. Im później, tym to zderzenie bardziej bolesne.

Podczas gdy odbiorcy licznych programów pomocowych bronią swojego niezasłużenie wysokiego standardu życia, osiągniętego głównie dzięki wprowadzeniu wspólnej waluty, a nie budowie konkurencyjności swojej gospodarki i zwiększonej wydajności pracy (transfery nie pomagają odzyskać konkurencyjności), rośnie sprzeciw ze strony fundatorów tych programów. Konflikt narasta w miarę jak dociera do wierzycieli świadomość, że kredyty nie będą spłacane.

Systemowy brak konkurencyjności

Z punktu widzenia keynesowskiej teorii koniunktury kraje południa Europy przeżywają recesję, która może być przezwyciężona poprzez dodatkowe wydatki finansowane długiem. Lewicowi ekonomiści argumentują, że im wyższy poziom bezrobocia, tym większy mnożnik nowych długów dla wzrostu gospodarczego, całkowicie pomijając fakt, że udzielenie nowych pożyczek dzisiaj możliwe jest tylko dzięki podatnikom innych, zdrowych krajów lub ich gwarancjom. Taka diagnoza byłaby słuszna tylko wtedy, gdyby kraje Południa miały strukturalnie zdrowe gospodarki i cierpiały tylko na niedostateczny popyt.

Tak jednak nie jest, gdyż cierpią one na systemowy brak konkurencyjności, który poprzez stosowanie narzędzi stymulujących popyt, jeszcze się powiększa. Wprowadzenie euro uczyniło te kraje zbyt drogimi, ponieważ płace i ceny towarów i usług rosły dużo szybciej niż na północy Europy.

Przystąpienie do UE kilku gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej, które konkurowały niskimi płacami na wspólnym rynku, tylko przyśpieszyło pęknięcie narosłej bańki. Płace w Grecji czy Hiszpanii są nawet teraz ponaddwukrotnie wyższe niż w Polsce.

Problem nadmiernego zadłużenia w krajach strefy euro był ukrywany. Dług południa Europy doprowadził ich gospodarki do przegrzania, ale z kolei to przegrzanie umożliwiło utrzymywanie długu w stosunku do PKB na relatywnie bezpiecznym poziomie, co prowadziło do iluzji kontrolowalnego wzrostu skali ogólnego zadłużenia. W rzeczywistości kraje te utraciły swoją konkurencyjność, co doprowadziło je do stagnacji (obniżyło mianownik wskaźnika długu do PKB) i uczyniło wielu niewypłacalnymi.

Są trzy możliwe drogi odzyskania konkurencyjności przez gospodarki południa Europy. Po pierwsze, realna dewaluacja poprzez deflację w wysokości 20–30 proc. (Grecja, Portugalia, Hiszpania). Po drugie: relatywnie mniejsza inflacja wobec Północy, możliwa jedynie w przypadku Włoch, które mimo wysokiego długu publicznego potrzebują realnej dewaluacji do 10 proc., by odzyskać konkurencyjność swoich producentów. Po trzecie, czasowe wyjście ze strefy euro. Utrzymywanie krajów Południa w niej na siłę nie pomaga im. Beneficjentem są tylko bogaci i spekulanci, których majątek ochrania wspólna waluta.

Mogą nadal kontynuować swoje strategie inwestowania w obligacje państwowe i inne papiery wartościowe bez większego ryzyka strat. Traci natomiast zdecydowana większość obywateli, w szczególności młodzi ludzie niemający szansy na rynku pracy wobec braku konkurencyjności gospodarek.

Mimo wsparcia finansowego wspólnoty międzynarodowej nie poprawia się katastrofalna sytuacja na rynkach pracy spowodowana nieprzestrzeganiem kryteriów z traktatu z Maastricht. Jak długo większość wyborców w Grecji i Hiszpanii tolerować będzie sytuację, że co drugi absolwent pozostaje bez pracy? Obniżenie nominalne płac o 20–30 proc., aczkolwiek teoretycznie możliwe, w praktyce nie wydaje się do przeprowadzenia (zakładając, że drastyczne zwiększenie produktywności też nie jest możliwe).

Dobry wzór to USA

Recepta Kawalca brzmi: zlikwidować strefę euro. To nie jest dobry pomysł. Mamy przecież na świecie przykłady, że wspólna waluta funkcjonuje bardzo dobrze, chociaż zanim tak się stało, wspólne obszary walutowe szukały odpowiedniej drogi przez bardzo wiele lat. Takim najbardziej ciekawym przykładem mogą być USA.

Warunkiem utrzymania stabilności i koherentności tego olbrzymiego i wcześniej w porównaniu z dzisiejszą UE dużo bardziej niespójnego obszaru gospodarczego jest założenie, że każdy stan ponosi wyłączną i samodzielną odpowiedzialność za swoje długi. Nie zawsze tak było. Na początku amerykańskiej niepodległości ówczesny minister finansów USA Hamilton eksperymentował z socjalizowaniem długów poszczególnych stanów, gwarantując ich zobowiązania przez budżet centralny federacji. Te praktyki zostały jednak bardzo szybko zarzucone, a ogłoszenie upadłości kilku stanów dało nauczkę wszystkim członkom federacji amerykańskiej, że muszą zarządzać swoimi finansami w sposób odpowiedzialny.

Regulacje dotyczące uporządkowanej upadłości zapewniają swoistą równowagę systemową i samoregulację ekscesów nadmiernego zadłużania. Kalifornia kilka lat temu była na krawędzi bankructwa, nie wypłacano wynagrodzeń urzędnikom publicznym i nauczycielom, gdyż stan ten nie był w stanie pozyskać nowych kredytów od banków i z rynku kapitałowego. W 2011 r. Minnesota wstrzymała realizację projektów infrastrukturalnych i zamknęła parki narodowe, bo nie było pieniędzy na zapłatę osobom tam zatrudnionym. W Illinois w tym samym czasie zwolniono tysiące urzędników państwowych.

Nie chcę tutaj porównywać zadłużenia tych stanów z obecną sytuacją Grecji, gdyż takie porównanie byłoby niedorzeczne (obowiązujący w USA zakaz wsparcia finansowego utrzymał w tych latach stopień zadłużenia Kalifornii, Minnesoty i Illinois poniżej 10 proc. PKB, podczas gdy w Grecji nawet po częściowej redukcji długów w 2012 r. wynosi nadal 188 proc. Chodzi tylko o zasadę, że twarde przestrzeganie ograniczeń budżetowych i świadomość pożyczkodawców, że dłużnik sam musi spłacić swoje zobowiązania i istnieje realne ryzyko jego upadłości, wymuszają racjonalność postępowania i jednych, i drugich.

Od wprowadzenia prawa upadłościowego w stosunku do samorządów w 1937 r. odnotowano ok. 600 formalnych upadłości (niedawno w przypadku Detroit). Programy ratunkowe w Europie, polityka EBC, tolerowanie horrendalnie wysokich sald rozliczeniowych między bankami centralnymi strefy euro w ramach systemu Target, co należy traktować nie inaczej jak formę ukrytego i formalnie traktatowo niedozwolonego finansowania deficytowych państw, brak realnych kar za niedotrzymywanie kontraktowych zobowiązań przewidzianych w traktacie z Maastricht nie dyscyplinują, ale pogłębiają kryzys UE i kwestionują sens utrzymywania samej wspólnej waluty.

Zgubny prymat woli politycznej

Tragiczne skutki nierespektowania żadnych ograniczeń budżetowych można było zauważyć przy upadku Związku Sowieckiego. Wszystko to, co wymyślił sobie reżim sowiecki, było wprowadzane w życie, co boleśnie odczuwaliśmy również w Polsce przed 1989 r. Sowieci święcie wierzyli w ideę prymatu woli politycznej nad rynkiem (czyli nad zdrowym rozsądkiem), podobnie zresztą jak narodowi socjaliści. Czynniki produkcji były alokowane tam, gdzie życzyła sobie władza, a nie tam, gdzie było to opłacalne i sensowne. W systemie nakazowo-rozdzielczym było to oczywiście możliwe, ale nawet komuniści nie byli czarodziejami i ulegli prawom ekonomii, a konkretnie ograniczeniom budżetowym, którym każdy system gospodarczy podlega. Prymat woli politycznej doprowadził w efekcie do upadku imperium sowieckiego.

Co należy zmienić

W sprawie euro konieczne wydaje się przemodelowanie dotychczasowego myślenia o jego naprawie. Wskazują na to przykłady z historii gospodarczej świata. Fiskalne programy pomocowe, które nie rozwiązują podstawowego problemu strefy euro, powinny być ograniczone na rzecz możliwości czasowego jej opuszczenia przez kraje mające problemy ze swoją konkurencyjnością.

Możliwość otwartej dewaluacji jest podstawowym wymogiem przywrócenia funkcjonalności strefy euro. Nowa jej konstrukcja powinna uwzględniać możliwość uporządkowanej upadłości poszczególnych państw członkowskich. Uregulowałaby ona również możliwość redukcji zadłużenia w połączeniu z czasowym opuszczeniem unii walutowej, a potem ponownej akcesji.

Tylko w ten sposób kraje strukturalnie niekonkurencyjne otrzymają szansę na uzdrowienie gospodarek i w ten sposób strefa euro jako całość może przezwyciężyć chroniczną dysfunkcjonalność swojego bilansu płatniczego. Spójność UE i jej zasługi dla bezpieczeństwa i dobrobytu swoich członków, w tym na szczęście Polski, są wartością bezwzględną, którą należy chronić i bronić. Wspólna waluta europejska może stać się immanentną częścią tego systemu, jej demontaż w formie proponowanej przez Stefana Kawalca nie może być realizowany.

Szok Brexitu, umacniająca się praktycznie we wszystkich państwach członkowskich UE pozycja partii populistycznych oraz rosnąca niepewność otoczenia biznesowo-gospodarczego Europy nakazuje na nowo spojrzeć na rolę wspólnej waluty europejskiej w przełamywaniu niekorzystnych trendów rozwojowych naszej części świata. Dotychczasowe osiągnięcia UE, takie jak 70 lat pokoju w Europie, wolność i rozwój gospodarczy są zagrożone niekończącym się kryzysem strefy euro.

Kiedy przed ponad 20 laty na szczycie madryckim UE uzgodniono w atmosferze euforii powołanie do życia wspólnej waluty, mało kto przypuszczał, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Wbrew ostrzeżeniom teoretyków ekonomii, zwłaszcza tych zajmującym się wspólnym obszarem walutowym, przeforsowano wdrożenie koncepcji wspólnej waluty. Wówczas wydawała się ona logicznym krokiem wzmacniającym pokój i dobrobyt na naszym kontynencie. Teraz wiemy już, że tak się nie stało.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację