Memches: Kłopot PiS z Wołyniem

Wpierw politycy Prawa i Sprawiedliwości wystąpili z projektem ustawy w sprawie Narodowego Dnia Pamięci Męczeństwa Kresowian. Dla środowisk domagających się upamiętnienia rzezi wołyńskiej i wspierających je ugrupowań opozycyjnych – Kukiz'15 i PSL – zawarte w tej propozycji treści były jednak zbyt ogólnikowe.

Aktualizacja: 07.07.2016 22:50 Publikacja: 07.07.2016 21:08

Memches: Kłopot PiS z Wołyniem

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Potem było bardziej konkretnie. Partia rządząca wniosła projekt uchwały ustanawiającej 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na mieszkańcach II RP. Prace nad tą inicjatywą PiS jednak wstrzymał. Oficjalnie – z powodu bałaganu legislacyjnego.

Ewidentnie Prawo i Sprawiedliwość ma kłopot z polityką historyczną w zakresie stosunków polsko-ukraińskich. W samym PiS ścierają się zresztą różne opinie dotyczące tego, jak rozmawiać z Kijowem o przeszłości. Z tego powodu ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego znalazło się między młotem a kowadłem.

Rodziny ofiar rzezi wołyńskiej i próbujący ugrać coś na ksenofobicznych antyukraińskich nastrojach politycy zarzucają PiS uległość wobec sąsiada. Z kolei liberalne elity III RP – które jeszcze sześć lat temu powstrzymywały się przed krytyką Platformy Obywatelskiej, kiedy ugrupowanie to stawiało na zbliżenie z Moskwą kosztem Kijowa – atakują partię rządzącą za rzekomo konfrontacyjny kurs wobec Ukrainy. W tej sytuacji trudno się PiS dziwić. Formacja ta próbuje się zachowywać roztropnie i za to zbiera cięgi.

Z jednej strony politycy PiS zdają sobie sprawę z tego, że obecność emblematów banderowskich w ukraińskiej przestrzeni publicznej to obraza dla rodzin ofiar zbrodni dokonanych przez UPA i nie można na ten temat milczeć. Stąd słuszne podniesienie tej kwestii w niedawnym, skądinąd pojednawczym, liście parlamentarzystów PiS do Ukraińców.

Z drugiej jednak strony ugrupowanie Kaczyńskiego nie chce, aby spory historyczne przyczyniły się do pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich. Zwłaszcza że Polska i Ukraina mają wspólnego potężnego sąsiada, który z niesnasek między Warszawą a Kijowem chętnie by wyciągnął dla siebie jakieś korzyści.

Tak czy inaczej mamy do czynienia z konfliktem między dwiema pamięciami, którego nie da się dziś rozstrzygnąć. I brutalnie rzecz biorąc, trzeba się z tym pogodzić. Politycy polscy powinni więc nadal głośno mówić o aktach ludobójstwa na ludności polskiej. A zarazem przyjąć do wiadomości, że na Ukrainie czci się UPA jako bohaterów walk z sowieckim najeźdźcą, a nie morderców Polaków. I czekać na spokojniejsze czasy, gdy będzie można łatwiej dotrzeć do Ukraińców z naszymi racjami.

Potem było bardziej konkretnie. Partia rządząca wniosła projekt uchwały ustanawiającej 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na mieszkańcach II RP. Prace nad tą inicjatywą PiS jednak wstrzymał. Oficjalnie – z powodu bałaganu legislacyjnego.

Ewidentnie Prawo i Sprawiedliwość ma kłopot z polityką historyczną w zakresie stosunków polsko-ukraińskich. W samym PiS ścierają się zresztą różne opinie dotyczące tego, jak rozmawiać z Kijowem o przeszłości. Z tego powodu ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego znalazło się między młotem a kowadłem.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny