Bogatszy (w modele) i nieprzywiązany do jednej marki diler jest w stanie nie tylko zaoferować korzystniejsze warunki kupna auta, ale i lepszy, rozbudowany serwis posprzedażny. Ma łatwiejszy dostęp do części i jest poważniej traktowany przez importera.

W tym dojrzewaniu nie widać jednak rosnącego zamiłowania do ekologii, sprzedaż aut z napędem elektrycznym bądź hybryd nadal jest niewielka, bo są one drogie. A w przypadku e-samochodów dodatkowo polski kierowca nie ma zaufania, że jeśli bateria mu się wyczerpie, to bez problemu doładuje ją w pierwszej napotkanej stacji benzynowej – bo tak nie jest. Państwo, mimo wielu deklaracji, też podchodzi do tego tematu z wielką nieśmiałością, bo ekologicznym kierowcom jako jedyny bonus oferuje jazdę po buspasach, których także jest w miastach jak na lekarstwo.

Przy tym sprzedaż ekonomicznych w eksploatacji diesli nadal rośnie, chociaż – to prawda – w tempie niższym niż rynek. Taka sama tendencja jest widoczna w zachodniej Europie.

Cywilizuje się również rynek aut używanych. Polacy nie są już skazani na nie zawsze uczciwych laweciarzy czy „pierwszych właścicieli", którzy przed sprzedażą podkręcili licznik. Handlem autami używanymi zajęli się już profesjonalni dilerzy poszczególnych marek, dzięki temu nowy właściciel używanego pojazdu coraz lepiej wie, co tak naprawdę kupuje.

To dojrzewanie idzie znacznie wolniej, jeśli chodzi o liczbę aut przypadających na statystycznego Polaka. W tych statystykach w Europie znajdujemy się dopiero w połowie trzeciej dziesiątki na sklasyfikowanych 30 krajów. Może i lepiej. Na tysiąc mieszkańców przypada u nas 4,8 samochodu, podczas gdy średnia w UE to 11,4 auta. Aż strach pomyśleć, przy naszym tempie budowy dróg szybkiego ruchu, co by się na nich działo, gdybyśmy średnią unijną dogonili.