Najważniejszym trendem wynikającym ze zmian technologicznych jest rozwój tzw. internetu rzeczy. W uproszczeniu, zmiana bezmyślnych urządzeń, które dziś stosujemy – samochodów, lodówek, pralek, koszy na śmieci, telewizorów, lamp i co tylko jeszcze może przyjść do głowy – w komputery, samodzielnie optymalizujące działanie i połączone ze sobą poprzez sieć internetu. Dwie dekady temu na świecie było około 40 milionów urządzeń podłączonych do internetu (wtedy tylko komputery). Dziś jest ich kilkanaście miliardów (głównie komputery i smartfony). Według prognoz w roku 2020 będzie ich już 50 miliardów (komputery i smartfony stanowić będą mniejszość). Nikt nie wie, ile ich będzie za dekadę.

Dlaczego oznaczać to może gospodarczy raj? Bo życie konsumentów zmieni się w bajkę. Nie będą martwić się zakupami, bo lodówka sama zamówi potrzebną żywność. Samochód będzie sam dowoził na miejsce, unikając korków i zmniejszając do zera ryzyko wypadków dzięki połączeniu ze wszystkimi innymi pojazdami na drodze. Ogrzewanie, chłodzenie i światła w naszym mieszkaniu będą same zmieniać swoje natężenie w zależności od pory dnia i pogody. Odpowiednie czujniki same poinformują lekarza, że zachorowaliśmy, a nam przypomną, że zapomnieliśmy zażyć przepisany lek. Wszystko to razem pozwoli na ogromny wzrost jakości i obniżenie kosztów dostarczania usług. Generując jednocześnie gigantyczny nowy rynek i zmieniając radykalnie gospodarkę.

Ale czy nie grozi to też czyśćcem? Te same urządzenia, które będą za nas robić zakupy, wybierać rozrywki, leczyć i pomagać w przemieszczaniu się, mogą też nas szpiegować, dostarczając informacji o naszych gustach i czyniąc z nas ofiary agresywnego marketingu – zarówno gospodarczego, jak i politycznego. Jest to wizja godna Orwella, tyle że zamiast jednego Wielkiego Brata patrzeć na nas będą miliardy małych i dużych urządzeń.

Ale jest również do wyobrażenia wizja prawdziwie piekielna. Niedawna fala ataków hakerskich w Europie i USA każe zastanowić się nad tym, czy w świecie internetu rzeczy da się zapewnić bezpieczeństwo ludziom. Czy sparaliżowana przez globalną awarię albo celowy sabotaż sieć nie „zapomni" pewnego dnia dostarczyć chorym lekarstw, głodnym żywności, zmarzniętym ciepła, a podróżującym niezbędnych dla bezkolizyjnego ruchu informacji?

Jedno tylko jest pewne: czy to planując rajskie wykorzystanie nowych technologii, czy pracując nad zabezpieczeniem przed piekielnymi atakami hakerskimi, informatycy nie muszą się martwić o swoją pracę i swoje dochody.