Tak było, gdy papież miał powiedzieć (czy powiedział tego wcale nie wiadomo), że to Bóg stworzył kogoś gejem i on nie ma się tym przejmować. Czy wtedy, gdy znany z antykatolickich poglądów lewicowy redaktor naczelny dziennika „La Repubblica" przekonuje, że papież nie wierzy w piekło. Od razu podniosły się głosy, że mamy słuchać papieża, i zrezygnować ze średniowiecznych poglądów. I to mimo, że brak pewności, by Franciszek coś takiego powiedział, a prawdopodobieństwa niezrozumienia jego słów jest ogromne.
Gdy jednak wiadomo, co papież powiedział na pewno, gdy istnieją nagrania tych słów, gdy można w każdej chwili się do nich odwołać, to nagle lewicowi apologeci papieża nabierają wody w usta. Nikt już nie wzywa katolików (o niewierzących nie wspominając), żeby natychmiast przyjęli nauczanie papieskie, żeby je sobie przyswoili, żeby zrezygnowali ze swoich poglądów. Tak jest z niesamowitą wypowiedzią papieską, częściowo improwizowaną podczas spotkania z Forum 500 stowarzyszeń włoskich rodzin. O niej zapadła głucha cisza, bo nie pasuje do wizerunku Franciszka, kreowanego przez liberalne media. Ja jednak ją przytoczę. „W zeszłym stuleciu cały świat był zgorszony tym, co robili naziści, by doprowadzić do czystości rasy. Dzisiaj robimy to samo, ale w białych rękawiczkach (...) Dlaczego nie widać karłów na ulicach? Bo protokół postępowania wielu lekarzy mówi: jest chory, odrzućmy go (...) To bolesna konstatacja, ale tak to dzisiaj działa (...) Słyszałem, że modne jest, albo przynajmniej jest zwyczajem, to, że gdy w pierwszych miesiącach ciąży robi się badania, czy dziecko nie jest chore lub czy nie ma wad, pierwszą propozycją jest: »odrzucamy je« (...) To dzieciobójstwo. Aby zapewnić sobie spokojne życie, zabija się niewinnego" – mówił papież Franciszek.
Te słowa szczególnie mocno brzmią obecnie w Polsce, bo są one wyzwaniem dla wszystkich stron sporu politycznego i światopoglądowego. Z tych słów nikt lub niemal nikt nie będzie zadowolony. Porównanie aborcji eugenicznej do działań nazistów to mocny cios w politykę lewicy i liberałów, którzy przekonują, że gdy jakiś katolik mówi takie rzeczy, to prezentuje opinie niezgodne z myśleniem Franciszka. W tym przypadku trudno powiedzieć, by Franciszek był niezgodny sam ze sobą, a porównanie jest naprawdę mocne, i moim zdaniem trafne. Dla prawicy to także mocne przypomnienie, że nie wystarczy mówić o obronie życia, ale trzeba ją realizować.
Zgoda na to, by w Polsce można zabijać dzieci niepełnosprawne, to w istocie zgoda na to, żeby w naszym kraju obowiązywały standardy nazistowskie. A gdy w Sejmie leży ustawa, która ma to zmienić, to trzymanie jej w „zamrażarce" jest działaniem wspierającym obowiązywanie takich standardów.
Wypowiedź Franciszka jest więc absolutnie politycznie niepoprawna, nieakceptowalna czy trudna do zaakceptowania dla wszystkich. I to właśnie sprawia, że jest ona profetyczna. Dobrze by więc było, gdyby zjednoczyli się wokół niej zarówno przedstawiciele lewej, jak i prawej strony sceny politycznej, zarówno katolicy „franciszkowi", jak i „benedyktowi", zarówno ci, którym bliższy jest pontyfikat „doktrynalnej rewolucji", jak i ci, którzy woleli bardziej tradycyjne postrzeganie wiary. W tej sprawie możemy i powinniśmy mówić jednym głosem... No chyba, że wezwania do słuchania Franciszka rezerwuje się jedynie dla tych wypowiedzi, które można wykorzystać do bicia w konserwatywną prawicę, a inne się lekceważy. Stosunek do tych słów to ważny sprawdzian.