„Panie prezesie, rozmawialiśmy z menedżerami artystów i w tym terminie Kayah jest zajęta tournée z Goranem Bregoviciem, Kasia Nosowska na urlopie, Kasia Kowalska w Ameryce Południowej".
Taka może być nieprzyjemna puenta dobrych informacji płynących z Opola i TVP, których władze zawarły kompromis w sprawie organizacji Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w dniach 14–17 września.
Jeszcze niedawno wydawało się to nieprawdopodobne. Prezes TVP Jacek Kurski mówił, że prezydent miasta Arkadiusz Wiśniewski, wypowiadając umowę na organizację festiwalu, okrył się hańbą, i będzie błagał TVP o powrót do Opola. Powstał nawet pomysł przeniesienia „Opola" do Kielc. Wszystko miało być pokłosiem rzekomych przecieków z Woronicza, że prezes Kurski nie zgadza się na to, by Kayah wzięła udział w koncercie Maryli Rodowicz, ponieważ gwiazda poparła antyrządowy czarny protest. W geście solidarności z występów zrezygnowali m.in. Kasia Nosowska i Piasek. Na koniec Maryla Rodowicz wobec upolitycznienia festiwalu i z powodu śmierci matki wycofała nazwisko z afisza.
Spektakularna opolska afera doczekała się happy endu i od początku „dobrej zmiany" jest to bodaj pierwsza sytuacja, kiedy po festiwalu wojennych deklaracji osoby kojarzone z różnymi obozami politycznymi błyskawicznie się porozumiały.
Różnie można interpretować motywacje Arkadiusza Wiśniewskiego i Jacka Kurskiego. Prezydent Opola mógł nie znaleźć nowego partnera dla festiwalu. Jeśli chodzi o prezesa TVP, mówi się, że jego kompromisowa postawa jest wynikiem reprymendy od Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli jednak festiwal piosenki musi ratować prezes rządzącej partii, przypomina się pewne niedemokratyczne państwo, gdzie batiuszka car jest dobry, a tylko bojarzy źli.