Gdy kandydat do pracy ma przesadne oczekiwania finansowe

Rynek pracownika pociąga za sobą widoczne już efekty w postaci wzrostu wynagrodzeń. Dzisiaj trudno jest bowiem zachęcić kandydatów z deficytowych specjalizacji czymś innym niż konkretną podwyżką pensji.

Publikacja: 20.06.2017 21:46

Gdy kandydat do pracy ma przesadne oczekiwania finansowe

Foto: materiały prasowe

Osobiście wręcz cieszę się ze wzrostu wynagrodzeń, dzięki któremu krok po kroku doganiamy takie kraje jak Włochy czy Hiszpania w zakresie wysokości przeciętnej pensji. Zbyt często jednak kandydaci popełniają błąd, mówiąc rekruterowi, ile chcieliby zarabiać, i zachowując się tak, jakby świat już do nich należał. Takie postępowanie ma swoje złe strony, o których większość zapomina albo nie chce o nich myśleć, działając na zasadzie impulsu.

Pracodawcy oraz rekruterzy nie wypadli sroce spod ogona, aby można im było wciskać dowolną ściemę. My dobrze wiemy, ile mniej więcej zarabia się w danej firmie na konkretnym stanowisku, i nasza wiedza różni się od stanu faktycznego zazwyczaj maksymalnie o 15 procent. Problem ten dotyczy głównie kandydatów w przedziale wiekowym 25–35 lat.

Wiele razy spotkałem się wśród reprezentantów tej grupy wiekowej z wysokimi aspiracjami dotyczącymi wynagrodzenia, które powinny ich plasować nawet dwa stanowiska wyżej. Takie myślenie jest krótkotrwałe i nastawione na prosty cel: zarobić jak najwięcej i jak najszybciej. Ostatnio coraz częściej mam okazję rozmawiać z kandydatami, którzy strzelają z dział bardzo dużych kalibrów i przekraczają swoje obecne wynagrodzenie nawet o 50–70 proc.

Pomimo wysokiej oceny poziomu ich kompetencji ten wzrost wynagrodzenia jest zbyt duży i niczym nieuzasadniony. Zdarzają się i tacy rekordziści, którzy dwukrotnie przebijają swoje obecne zarobki. Tego typu zachowanie jest wyjątkowo niepoważne i według mnie stawia takie osoby na straconej pozycji w procesach rekrutacyjnych.

Może się wprawdzie zdarzyć, że finalnie pracodawca zgodzi się na warunki kandydata, gdyż nie będzie miał innego wyjścia. Rodzi to jednak dwa poważne problemy dla takich osób. Po pierwsze, pracodawca będzie od drogiego pracownika wymagał znacznie więcej niż od osoby mieszczącej się w jego budżecie. Musi bowiem zupełnie inaczej przeliczyć zwrot kosztów z inwestycji w stanowisko pracy. To zaś może się okazać opłakane w skutkach dla zbyt zachłannego kandydata, który nie będzie w stanie nawet zbliżyć się do stawianych celów.

Po drugie, koniunktura gospodarcza działa od ponad 100 lat w ten sam sposób: jeśli jest wzrost, to za pewien czas będzie spadek. W przypadku pojawienia się w firmie spadku sprzedaży kolejnym krokiem jest redukcja kosztów. Niewątpliwie drogi pracownik będzie pierwszy na liście do zwolnienia. I uwierzcie mi, że każdy pracodawca wykona ten ruch wręcz z rozkoszą, gdyż będzie miał cały czas w pamięci to, że został naciągnięty na spore pieniądze wtedy, gdy był w potrzebie.

 

Bartłomiej Piwnicki, dyrektor zarządzający firmy doradczej UBP Consulting z wieloletnim doświadczeniem w rekrutacji specjalistów i menedżerów

Osobiście wręcz cieszę się ze wzrostu wynagrodzeń, dzięki któremu krok po kroku doganiamy takie kraje jak Włochy czy Hiszpania w zakresie wysokości przeciętnej pensji. Zbyt często jednak kandydaci popełniają błąd, mówiąc rekruterowi, ile chcieliby zarabiać, i zachowując się tak, jakby świat już do nich należał. Takie postępowanie ma swoje złe strony, o których większość zapomina albo nie chce o nich myśleć, działając na zasadzie impulsu.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację