Wszystko wskazuje na to, że poniósł porażkę. Spór Fakro z firmą Velux trwa od dawna i miewa ostre zwroty akcji. Generalnie chodzi o to, że polska firma zarzuca duńskiej konkurencji stosowanie nieuczciwych zasad np. w stosowaniu rabatów, aby utrudniać jej zdobywanie pozycji na unijnym rynku. Skarg było sporo, ale Bruksela je raczej odrzuci.

Czy Fakro na tym poprzestanie? Śmiem wątpić, spółka zapewne skieruje kolejne wnioski, ponieważ każdorazowo taka sytuacja jest przez nią świetnie rozgrywana komunikacyjnie. Velux musi wyjaśniać, że zarzuty nie zostały udowodnione. Nawet pobieżna lektura tekstów poświęconych temu sporowi daje jasny wniosek – media stoją zazwyczaj po stronie Fakro.

Przynajmniej te polskie. W mediach europejskich temat takiego zainteresowania nie wzbudza. Duńskie gazety opisywały z kolei śledztwo policyjne i zarzuty rzekomego szpiegostwa przemysłowego, którego miało się dopuścić Fakro, a poszkodowanym był Velux. Trwa wymiana oświadczeń, tak jak nowych zarzutów. A w tle toczy się biznes.

Niestety, konkurencja w ramach wielkiego wspólnego rynku ma różne oblicza i nie wszystko przebiega po myśli przedsiębiorców. Czy miało być zawsze łatwo? Nie, ale też z drugiej strony trzeba powiedzieć jasno, że firmie z Polski zawsze będzie trudniej przebić się na rynku, na którym mocny jest jakiś konkurent z Europy Zachodniej.

Niepokoi fakt, że będzie to druga w krótkim czasie decyzja KE, która mocno uderza w polskie firmy. Najpierw bardzo kontrowersyjna decyzja odnośnie do praktyk rosyjskiego Gazpromu, którego polityka cenowa odczuwalna jest głównie w naszym regionie, a nie na Zachodzie. Dla Komisji to za mało, postępowania nie będzie, nic się nie zmieni. Teraz Fakro, w tle zamieszanie wokół pracowników delegowanych, co też uderza głównie w Polaków. Dla eurosceptyków to woda na ich młyn. Czy Brukseli potrzebne jest takie zamieszanie? Niekoniecznie.