W artykule opublikowanym na tych łamach 15 grudnia ubiegłego roku sformułowałem tezę, że rozwiązanie problemu kredytów walutowych w sposób korzystny dla kredytobiorców jest wątpliwe, gdyż w ostateczności PiS będzie musiało uwzględnić finansowe skutki proponowanych rozwiązań dla sektora finansów publicznych oraz możliwości finansowania projektów socjalnych oraz gospodarczych planowanych przez rządzącą partię. Rozwijając tę myśl, można wskazać na dwie kwestie.
Po pierwsze, przyjęcie rozwiązania korzystnego dla kredytobiorców musiałoby negatywnie wpłynąć na wyniki finansowe banków, ograniczając tym samym dochody państwa z udziału w tych wynikach (podatek dochodowy, dywidendy wypłacane przez banki, w których państwo ma udziały). Zważywszy na skalę przedwyborczych socjalnych obietnic, rząd nie może sobie pozwolić na takie rozwiązania, które prowadziłyby do ujemnych wyników finansowych, gdyż oznaczałoby to ubytek dochodów budżetowych o około 5 mld złotych rocznie.
Po drugie, istotne pogorszenie sytuacji finansowej banków (spadek kapitałów własnych) ograniczyłoby także możliwości wykorzystania sektora bankowego do finansowania gospodarczych planów wicepremiera Mateusza Morawieckiego, których powodzenie ma kluczowe znaczenie dla powodzenia polityki ekonomicznej i społecznej rządzącej partii.
Nie można także wykluczyć, że w przypadku przyjęcia szczególnie niekorzystnych rozwiązań przynajmniej część banków zagranicznych wycofa środki zainwestowane w Polsce. Wartość pasywów zagranicznych sektora bankowego wynosi dziś około 240 mld zł (pasywa te finansują także walutowe kredyty mieszkaniowe), a wycofanie z tego sektora źródeł finansowania o takiej wartości miałoby poważne skutki dla polskiej gospodarki.
Co więcej, realizacja szczytnych celów planu Morawieckiego będzie uwarunkowana dodatkowym dopływem kapitału zagranicznego. Bez dopływu nowych kapitałów z zagranicy do sektora bankowego, nie mówiąc już o ich odpływie, Polska nie tylko nie będzie rozwijała się w sposób odpowiedzialny – może nie rozwijać się wcale. W tym kontekście za kuriozalne należy uznać stwierdzenie wicepremiera Morawieckiego, że jest tylko obserwatorem dyskusji o kredytach walutowych, a nie jej uczestnikiem. Milczenie ministra finansów też wydaje się tajemnicze. Czyżby ci kluczowi ministrowie gospodarczy uważali, że problem można rozwiązać bez udziału rządu? Wydaje się, że prezydent Duda, który w sposób niebudzący wątpliwości obiecał frankowiczom przewalutowanie według kursu z dnia zaciągnięcia kredytu, pozostał sam na polu frankowej bitwy.