Dosłownie za kilka dni, bo 21 czerwca, wejdą w życie długo oczekiwane przepisy zmieniające życie biegłych rewidentów, firm audytorskich i ich samorządu. Niejako przy okazji znowelizowano również zasady funkcjonowania komitetów audytu w jednostkach zainteresowania publicznego, a więc m.in. w spółkach giełdowych z rynku podstawowego.
Dla niewtajemniczonych: komitety audytu to ciało działające w ramach rady nadzorczej, powoływane w celu realizacji konkretnych zadań (mają nie tylko sprawować nadzór nad sprawozdawczością finansową w firmie, ale też np. odpowiadać za wybór biegłego rewidenta – red.). Wszystko to oznacza, że rewolucję przejdą nie tylko biegli rewidenci, firmy audytorskie i ich samorządy, ale również rady nadzorcze.
Rady będą zaskoczone
Jeżeli jeszcze kilka miesięcy temu wielu radom nadzorczym wydawało się, że żadne zmiany w ich działaniu nie zajdą, to wielokrotne publikacje (w tym autora tego tekstu) zapewne uświadomiły członkom rad, że coś się jednak musi zmienić. Paradoksalnie, mimo że często jestem orędownikiem profesjonalnych rad nadzorczych, nie wierzę w żadne rewolucje, nie wierzę, że komitety audytu się w Polsce przyjmą. I to co najmniej z kilku powodów.
Po pierwsze, same rady nadzorcze, czyli również komitety audytu, są obecnie w wielu spółkach zupełnie niepotrzebne. Generalnie rad nadzorczych się unika i kto może, albo ich nie powołuje, albo marginalizuje ich działania.
Po drugie, radom nadzorczym (i oczywiście komitetom audytu) nie płaci się lub płaci symbolicznie, a zatem – z wzajemnością – członkowie rad nadzorczych nie angażują się wcale lub angażują się symbolicznie. Bo czy 200 zł miesięcznie to właściwa kwota dla członka rady nadzorczej dużej spółki giełdowej?