Mam wrażenie, że nie. Gdy się przysłuchiwałam ostatnio prezentacji na temat coraz większej liczby centrów usług współdzielonych, to było w niej słychać wielką – uzasadnioną – radość i dumę, że ten sektor tak urósł, bo to aż 250 tysięcy osób. Na tej samej konferencji wiele mówiono o robotyzacji, sztucznej inteligencji – ale przecież właśnie dla pracy tych ludzi będzie to zabójcze i usunie ich z rynku. Oczywiście możemy zbojkotować świat i postęp.
Ale to nie jest chyba metoda.
Efekt będzie taki, że ci ludzie i tak stracą pracę. Bardzo szybko okaże się, że zamiast 10 księgowych potrzeba odpowiedniego oprogramowania i... jednego księgowego. Jeśli nie postawimy na nowe technologie, to straci pracę i ten dziesiąty księgowy, bo całe centrum usług wspólnych przeniesie się np. do Niemiec. Niestety, zatrzymaliśmy się na etapie entuzjazmu, że te miejsca pracy się u nas tworzą, a do Europy wracają z Indii call-centers. A nikt nie bierze pod uwagę, że następny krok to będzie maszyna, która zastąpi człowieka.
To jak zagospodarować ten kapitał ludzki?
Najtęższe umysły się nad tym głowią. Bill Gates mówi o opodatkowaniu robotów, dzięki czemu będą dochody pozwalające nam żyć. Są tez tacy, którzy uważają, że ta zmiana nie „wytnie" ludzi z rynku, bo przełomowe technologie tworzą miejsca pracy dla ludzi o trochę innym profilu. To zachęta, by przebranżowić się np. na programowanie robotów. Ale pytanie, dla jak wielu jest to oferta.
Kto w Polsce jest najbardziej zaawansowany w digitalizacji?