Jerzy Hausner, Mirosław Gronicki: Inwestycje a rozwój gospodarczy

Pozostając na obecnym poziomie konkurencyjności, nie mamy wielkich szans, by zmienić strukturę i przyspieszyć dynamikę wzrostu gospodarczego.

Publikacja: 09.06.2016 21:00

Foto: ekonomia.rp.pl

Do dyskursu ekonomicznego w Polsce weszło na stałe pojęcie pułapki średniego dochodu. Stała się ono motywem przewodnim założeń rządowej strategii gospodarczej, nazywanej planem Morawieckiego.

Kategoria pułapki średniego dochodu, wprowadzona do analiz ekonomicznych przez autorów raportu Banku Światowego, opisuje doświadczenie krajów, które mając dochód PKB per capita na średnim poziomie (w skali globalnej), nie potrafiły na przestrzeni kilkudziesięciu lat skrócić znacząco dystansu rozwojowego i wejść do grupy krajów o najwyższym poziomie rozwoju (dlatego często używane jest zamiennie określenie „pułapka średniego rozwoju").

Zasadnicze wnioski płynące z doświadczeń tych krajów są następujące: (1) konieczne jest podjęcie działań, które uchroniłyby gospodarkę przed spowolnieniem tempa wzrostu wydajności; (2) należy prowadzić całościowe i skoordynowane działania, które określa się jako nową politykę przemysłową lub nową politykę strukturalną; (3) potrzebne są takie zmiany instytucjonalne, które tworzyłyby zespół bodźców i jednocześnie środowisko sprzyjające poprawie konkurencyjności gospodarki.

Ta charakterystyka akcentuje rolę polityki gospodarczej w ominięciu „pułapki średniego dochodu", ale w końcowym rachunku kluczowe są zachowania przedsiębiorstw, a w szczególności to, aby w większości musiały (przymus konkurencyjny) i mogły (kapitał, kompetencje, infrastruktura, uwarunkowania instytucjonalne) przechodzić od formuły konkurencyjności cenowej, bazującej na taniej pracy, do formuły konkurencyjności jakościowej, bazującej na innowacyjności własnej, wynikającej z wysokich kompetencji i dobrej organizacji. Nie da się tego osiągnąć, jeśli przedsiębiorstwa nie będą systematycznie inwestować. Przy czym ważne są inwestycje proinnowacyjne i rozwojowe, a nie tylko odtworzeniowe. Pozostając na obecnym poziomie konkurencyjności, nie mamy wielkich szans, by zmienić strukturę i przyspieszyć dynamikę wzrostu gospodarczego.

Istotny kapitał krajowy

Dla prowadzenia krajowej polityki przemysłowej ukierunkowanej na podniesienie międzynarodowej konkurencyjności gospodarki niezbędne są oszczędności krajowe, bowiem kapitał zagraniczny nie będzie na ogół zainteresowany udziałem w długofalowych działaniach wzmacniających potencjał wytwórczy danej gospodarki krajowej, a raczej udziałem w jego krótkookresowej eksploatacji.

Ta teza nie ma wspierać stosowania ograniczeń w napływie kapitału zagranicznego, ale wynika z przekonania, że choć jest on pożądany, to trudno sobie wyobrazić, aby można było się obejść bez znaczącej aktywności kapitału krajowego. Jeśli kapitał zagraniczny napływa z krajów wysoko rozwiniętych do gospodarek wschodzących, to przede wszystkim po to, aby wykorzystywać występujące w nich relatywnie duże zasoby wykwalifikowanej i taniej pracy, przez co opłaca się w tych gospodarkach lokować inwestycje w kooperacyjną bazę wytwórczą, pozostawiając w krajach wysoko rozwiniętych zaplecze badawczo-rozwojowe i ośrodki kierownicze, czyli centra zysku.

Niestety, pomimo że nasza gospodarka ciągle utrzymuje się na ścieżce wzrostu, to dynamika tego wzrostu stopniowo gaśnie. Ciągle pniemy się w górę, ale po coraz niższej trajektorii. I dzieje się tak dlatego, że niskie oszczędności krajowe przekładają się na niskie nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw. Ostatnio publikowane dane za I kwartał 2016 roku wskazują na spadek nakładów inwestycyjnych w skali całej gospodarki o 1,8 proc. (rok do roku), a w sektorze dużych przedsiębiorstw nawet o 8,6 proc. Do tego dochodzi wyraźna zmiana nastawienia inwestorów zagranicznych. Odpływa kapitał typu private equity. Wyhamowały bezpośrednie inwestycje zagraniczne, prawie nie ma już green field investment. Dlatego potencjalna inwestycja Mercedesa na Dolnym Śląsku jest traktowana jako szczególne wydarzenie.

Siła bezwładu

Jeśli chcemy sobie z tym problemem poradzić, to koniecznie trzeba dostrzec, że obecnie negatywne cechy strukturalne polskiej gospodarki hamujące wzrost oszczędności krajowych i proinnowacyjnych inwestycji przedsiębiorstw są wzmacniane, a nie osłabiane. Przede wszystkim za sprawą destrukcji systemu prawno-regulacyjnego oraz obaw o kierunek polityki fiskalnej. Nie jest to zatem następstwo osłabienia koniunktury gospodarczej, ale niekorzystnych zmian polityczno-instytucjonalnych. Uważamy, że krótkookresowo gospodarka siłą bezwładu i poprzez stymulację fiskalną będzie rosła na zbliżonym do obecnego poziomie, ale jej perspektywy rysują się niekorzystnie. Dzisiaj ponad 3-procentowe tempo wzrostu PKB zawdzięczamy głównie konsumpcji. Ciągnie ją wzrost zatrudnienia. Osiąga ono obecnie historyczne, transformacyjne maksimum. Korzystnie działa też deflacja. Dzięki temu nawet umiarkowany nominalny wzrost wynagrodzeń oznacza wyższy od średniej w dłuższym okresie wzrost płacy realnej. Dochód do dyspozycji gospodarstw domowych jest z tych powodów odczuwalnie wyższy, co się przenosi na przyrost konsumpcji.

Rynek pracownika

Jednak te pozytywne zjawiska będą stopniowo wygasać. Przede wszystkim z powodu demograficznej zapaści, którą dodatkowo pogłębi możliwe obniżenie wieku emerytalnego. Także dlatego, że w przyszłym roku deflacja ustąpi. Już dzisiaj luka deflacyjna się domyka. Ale najważniejsze jest jednak to, że pracowników – a dziś już wielu pracodawców odczuwa ich brak – będzie ubywało. Aby ich zatrudnić, trzeba będzie płacić więcej. Rynek pracodawcy zmieni się w rynek pracownika. To także przyspieszy inflację. Poważnych kłopotów nie będzie, jeśli odpowiednio wzrośnie wydajność pracy. A obecnie jej dynamika słabnie.

Taka sytuacja nie może się długo utrzymać, albo przedsiębiorstwa ruszą z inwestycjami, albo wygenerowany przez rząd impuls popytowy (w tym program 500+) doprowadzi do zwiększenia inflacji i pogorszenia salda na rachunku bieżącym w bilansie płatniczym. Powstaną napięcia w sektorze finansów publicznych, choć będą one jeszcze w tym roku do opanowania.

Długookresowo wzrost gospodarczy powinien bazować na zwiększeniu udziału oszczędności krajowych i na tej bazie udziału inwestycji w PKB. Z danych Eurostatu (na infografice) wynika, że Polska jest na ostatnim miejscu wśród nowych krajów w UE pod względem udziału oszczędności i inwestycji w PKB. W ostatnich latach widać poprawę wskaźnika oszczędności, ale zmniejszający się napływ kapitału zagranicznego umożliwił tylko nieznaczną poprawę wskaźnika inwestycji. Ponadto od 2004 roku (wejścia do UE) Polska znacząco zadłużyła się za granicą i raczej nie należy się spodziewać znaczącego napływu środków w postaci kredytów i pożyczek zagranicznych.

Nadzieja w wydajności

Generalnie nasze przyszłe powodzenie zależy głównie od tego, czy ubytek zasobów pracy skompensuje wzrost produktywności. Produktywność to nie tylko rezultat inwestycji w uzbrojenie techniczne, ale również pochodna wzrostu kwalifikacji zatrudnionych, czyli całego ciągu działań zmierzających do dobrego przygotowania pracownika i wysokiej wydajności jego pracy, począwszy od jego wykształcenia, a skończywszy na zdolności do wykorzystania jego potencjału i zadbania o jego rozwój. I tylko tak można sobie pozwolić na wyższe wynagradzanie. Ciąg ekonomicznego myślenia i działania jest następujący: wyższe kwalifikacje pracownicze, lepsza organizacja, wyższa wydajność, podniesienie rynkowej konkurencyjności, lepsze opłacanie kwalifikacji i wydajności. To coraz bardziej niezbędne w naszych przedsiębiorstwach, bowiem okres łatwego konkurowania dzięki taniej sile roboczej nieuchronnie zbliża się do końca. Nawet jeśli z tego pola nie wyprą nas inni – tańsi i bardziej bezwzględni wobec swoich pracowników wytwórcy – to i tak nie da nam to już wysokiej dynamiki wzrostu.

Oszczędności muszą finansować innowacje

Bardzo mocno chcemy podkreślić, że w naszym przypadku kluczowego znaczenia nie mogą już mieć wskaźniki ilościowe. Na przykład obserwujemy obecnie pewien wzrost poziomu oszczędności krajowych, ale głównie dlatego, że przedsiębiorstwa mają dobrą kondycję finansową, lecz wstrzymują się z inwestycjami, lokują wolne środki na rachunkach bankowych. Zadłużają się gospodarstwa domowe (także państwo), a powinno być odwrotnie. Istotne jest zatem to, czy oszczędności krajowe przekładają się na inwestycje przedsiębiorstw i czy są to inwestycje proinnowacyjne, prowadzące do wzrostu produktywności.

Nie możemy więc patrzeć tylko na wielkość nakładów inwestycyjnych, pomijając ich cechy strukturalne. Dlatego akcentujemy wagę inwestycji prywatnych. Bo tylko one są bezpośrednim źródłem wysokiej innowacyjności i konkurencyjności gospodarki. Inwestycje publiczne pomagają przezwyciężyć lukę infrastrukturalną, pełnią ważną rolę, ale wspomagającą.

Przez wiele lat rząd nie prowadził polityki morskiej. A gospodarka morska stanęła w Trójmieście na nogi. I zastanawiamy się poważnie, czy obecne utworzenie Ministerstwa Gospodarki Morskiej tego nie pogorszy. Kluczowe jest zrozumienie, że inwestycje publiczne są niezbędne, ale nie mogą wypierać inwestycji prywatnych, lecz je umiejętnie pobudzać. W przeciwnym razie wysoki wolumen inwestycji nie da trwałego i podtrzymywanego efektu wzrostowego. Słaba innowacyjność gospodarki, nawet przy wzroście skłonności do oszczędzania, może paradoksalnie zmniejszyć udział inwestycji w PKB i tym samym zmniejszyć tempo wzrostu potencjalnego PKB.

I z całą pewnością nadal potrzebujemy napływu kapitału zagranicznego, ale przede wszystkim takiego, który jest zorientowany na inwestycje proinnowacyjne, wykorzystujące wysokie kompetencje polskich pracowników oraz otwarty na partnerską współpracę z liczną grupą młodych polskich przedsiębiorców, a nie tylko nasze duże – jak dotychczas – zasoby taniej siły roboczej.

Tezy zawarte w artykule będą dyskutowane na Europejskim Kongresie Finansowym w Sopocie 14 czerwca 2016 roku.

Śródtytuły pochodzą od redakcji

Do dyskursu ekonomicznego w Polsce weszło na stałe pojęcie pułapki średniego dochodu. Stała się ono motywem przewodnim założeń rządowej strategii gospodarczej, nazywanej planem Morawieckiego.

Kategoria pułapki średniego dochodu, wprowadzona do analiz ekonomicznych przez autorów raportu Banku Światowego, opisuje doświadczenie krajów, które mając dochód PKB per capita na średnim poziomie (w skali globalnej), nie potrafiły na przestrzeni kilkudziesięciu lat skrócić znacząco dystansu rozwojowego i wejść do grupy krajów o najwyższym poziomie rozwoju (dlatego często używane jest zamiennie określenie „pułapka średniego rozwoju").

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację