Oficjalnie poszło o terroryzm. Saudyjczycy oskarżyli Katarczyków o wspieranie terrorystów – zarówno sunnickich, jak i szyickich (powiązanych z Iranem). Na pierwszym miejscu wymienili Bractwo Muzułmańskie. Katar je wspiera, to fakt. Ale Bractwo pod różnymi nazwami działa w wielu krajach, w Tunezji zasiada nawet w rządzie uważanym przez Zachód za wzór dla innych państw arabskich. W Egipcie, swej kolebce, jest uznawane za organizację terrorystyczną, na co nie ma jednak przekonujących dowodów.

Troska Saudyjczyków o zakłócany przez islamskich radykałów spokój w regionie byłaby bardziej wiarygodna, gdyby sami nie wspierali ekstremistów. Opozycja brytyjska domaga się właśnie od rządu, by przestał ukrywać raport, z którego można się dowiedzieć, kto sponsoruje dżihadystów na Wyspach. Jej zdaniem rząd go ukrywa, by nie wskazać na Saudyjczyków.

Niewątpliwie jedno ze źródeł ideologii, która pcha muzułmanów do wysadzania się na stadionach, znajduje się w Arabii Saudyjskiej. Źródełko jest też w Katarze. Ale czy właśnie tam Saudyjczycy powinni zaczynać walkę z islamskim fundamentalizmem?