Gdyby PiS zadeklarował wprowadzenie trzech sędziów PO na „należne im miejsca", a swoimi, których „GW" nazywa dublerami, obsadzał zwalniane miejsca w TK, byłoby po sporze – ogłosiła „Gazeta Wyborcza". W takich sytuacjach dobrze zapytać o armaty. Oto one: do tej pory przy powoływanych sędziach zawsze była wpisana data rozpoczęcia ich kadencji, także przy wybranych przez PiS w grudniu sędziach Przyłębskiej i Pszczółkowskim – pisze „GW". Bez dat są zaś powołani Henryk Cioch, Lech Morawski oraz Mariusz Muszyński, co według „GW" oznacza ich słabszy status. Więcej, to nie przypadek, że już 2 grudnia, kiedy PiS ich wybierał, zostawił sobie pole do manewru, kiedy rozpoczną oni orzekanie. Co z tego ma wynikać ? Ano to, że gdy w grudniu zwalniać się będzie miejsce w Trybunale po prezesie Andrzeju Rzeplińskim, Sejm może uchwalić, że kadencja jednego z sędziów PiS właśnie się rozpoczyna. Byłoby to rozwiązanie mało eleganckie, ale prawnie dopuszczalne. „GW" nie zauważa jednak istotnego faktu o prawnym znaczeniu.

2 grudnia 2015 r., gdy obecny Sejm wybierał pięciu sędziów, trzy stanowiska były już opróżnione, przynajmniej w ocenie większości sejmowej, stąd w uchwałach (indywidualnej dla każdego) brak daty. Natomiast dwa stanowiska były jeszcze obsadzone. Dla sędziego Zbigniewa Cieślaka był to ostatni dzień urzędowania i w uchwale o wyborze na to stanowisko Piotra Pszczółkowskiego napisano, że jego kadencja rozpoczyna się 3 grudnia 2015 r. Z kolei kadencja Teresy Liszcz wygasała 8 grudnia, więc w uchwale o wyborze na jej miejsce sędzi Anny Przyłębskiej napisano, że jej kadencja rozpoczyna się 9 grudnia 2015 r. I to ma być niby cała sieć zarzucona przez PiS, by tych trzech sędziów traktować jako kartę przetargową. Obok logiki w rozumowaniu prawniczym posługujemy się jednak doświadczeniem życiowym. A ono podpowiada, że prezes PiS nie ma aż takiej wyobraźni, by pół roku wcześniej przygotować takie furtki prawnicze. Tym bardziej że po drodze był prezydent ze ślubowaniem i jego odmową oraz prezes TK z zupełnie nieprzewidywalnym zachowaniem co do spornej szóstki, z której tylko trzech sędziów z rekomendacji PiS uznał za pracowników TK, cokolwiek to miało znaczyć.

Nie wiem, jak daleko PiS może w tym sporze ustąpić, wiem natomiast, że to nie kruczki prawne umożliwią jego zakończenie. Wydaje się, że PiS obawia się, iż sędziowie wybrani przez PO, którzy jeszcze dość długo będą w większości, mogą torpedować najważniejsze ustawy, być może z motywacji politycznych.