Bajka o carze Władimirze

Był sobie raz dobry car Władimir. Naród go kochał, a on potrafił dać narodowi to, czego mu najbardziej brakowało. Uczucie, że po długiej smucie kraj jest znowu potężny i wszyscy na świecie muszą się z nim liczyć. Czy muszą go lubić? Niekoniecznie. Jak się jest naprawdę potężnym, nie trzeba mieć przyjaciół. Bo jak powiedział ponad wiek temu inny car: „Rosja ma tylko dwóch sojuszników – swoją armię i flotę".

Aktualizacja: 09.05.2018 22:16 Publikacja: 09.05.2018 21:31

Bajka o carze Władimirze

Foto: AFP

Władimir urodził się w biednej rodzinie i żadna wróżka nie przepowiedziała, że zostanie carem. Jednak wpadł w oko staremu carowi, który męczył się bardzo na tronie na Kremlu i cały dzień przemyśliwał, jak uwolnić się od brzemienia władzy i bezpiecznie, spokojnie zakończyć życie. Poddani go nie lubili, bo choć dał im wolność, to państwo za jego rządów mocno podupadło. Car wybrał więc Władimira, by ten go ochronił.

Dobry car Władimir zasiadł na tronie 19 lat temu, co jakiś czas wybierając tylko, którą koronę będzie nosić na głowie. Tak dobrze rozumiał swój naród i umiał spełnić jego oczekiwania, że ten naprawdę go pokochał. I choć zdarzali się wichrzyciele, większość ze szczerą radością przyjmowała jego decyzje, że pozostanie carem przez kolejną kadencję. Gdy dobry car Władimir zasiadł na tronie, zaraz zrozumiał, że stary car popełnił ciężkie błędy. Kraj był kiedyś bogaty, opływał w lasy i zwierzynę (a także ropę i gaz). Ale stary car pozwolił, że wszystkie te bogactwa rozkradła garstka chciwych żydowskich kupców. Teraz ci chytrzy kupcy wywozili bogactwa za granicę, nie płacąc carowi podatków, i kupowali sobie za nie pałace w dalekich krajach (i kluby piłkarskie).

W kraju działo się źle: uczciwym chłopom i rzemieślnikom nie warto było pracować, bo niewiele zyskiwali, przekupni urzędnicy nie dawali im żyć, a na wyżywienie żołnierzy nie było pieniędzy. Dobry car szybko zrozumiał, że aby kraj na nowo zakwitł, należałoby zabrać chciwym kupcom zagrabione bogactwa, ukarać przekupnych urzędników i ulżyć doli chłopów.

Jednak kiedy dobry car przyjrzał się, jak wiele kłopotu sprawiłaby taka zmiana, zdecydował się na coś znacznie prostszego. Wezwał chciwych kupców i powiedział: wiem, coście zagrabili, i mógłbym wam to zabrać. Ale lepiej będzie, jak się dogadamy. Nie będę wam nic zabierał, a wy nie będzie przeciwko mnie spiskować. Zagrabione bogactwa nadal możecie sobie wywozić za granicę, ale musicie pewną część z nich oddać do carskiej kasy. Na ulżenie doli chłopów to nie wystarczy, ale na jakie-takie wyżywienie żołnierzy pewnie tak. I na piękne odnowienie moich pałaców też.

I tak to się dobry car porozumiał z chciwymi kupcami. Jego władza się wzmocniła, bo potrafił przekonać chłopów, że jak car jest bogaty i armia silna, to oni też mają powód do dumy. Urzędnicy go chwalili, bo nadal mogli brać łapówki. A chciwi kupcy żyli niemal tak dostatnio jak dawniej, sumiennie odprowadzając należną część bogactw do carskiej kasy.

I tylko jedno smuci cara. To samo co kiedyś poprzedniego, starego cara. W jaki sposób odejść i po odejściu zachować swoje bogactwo i bezpieczeństwo? Bo jak nie znajdzie na to sposobu, to będzie musiał rządzić do końca swoich dni.

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem