Teraz ORA bezprawnie pozbawiła Adwokatów prawa do składania wolnych wniosków na Zgromadzeniu. Adwokaci mają tylko przyjść, wysłuchać niekończącego puszenia się władzy, pokłonić się i zatwierdzić apanaże na kolejny rok. A szeregowi adwokaci dostaną 3 minuty na wystąpienie.

Niełatwe jest życie rzecznika prasowego Rady, gdy ma przekonać Czytelnika, że sytuacja warszawskiej izby adwokackiej jest znakomita, podczas, gdy fakty świadczą o czymś wręcz przeciwnym. Ale, tylko w okresie 1I -11 III b.r. rzecznik otrzymał za to z kasy ORA 13.500 zł, co stanowi kwotę wyższą, niż dodatek funkcyjny prezesa największego sądu w Polsce, dla Warszawy-Śródmieścia. Otóż wbrew gołosłownym deklaracjom rzecznika, w zeszłym roku postępowało przejadanie nadwyżki finansowej, zgromadzonej jeszcze za dziekana Rybińskiego. W marcu zeszłego roku rezerwa ta wynosiła jeszcze 10 mln 953 tys złotych, a w styczniu bieżącego roku tylko 8 mln 36 tys. zł. W ciągu roku przejedzono z rezerw niemal 3 mln złotych. W roku obecnym będzie jeszcze gorzej, gdyż rozesłany projekt budżetu zakłada już teraz ponad 1,5 mln deficyt, a aplikanci dowiedzieli się, że nie będzie pieniędzy na próbne kolokwium, gdyż nie ma nie pieniędzy. Otóż nie ma, bo są wydawane na apanaże dla izbowej władzy.

A ta ma się znakomicie. W zeszłym roku zostało rozdysponowane pomiędzy adwokatów, stanowiących zaplecze polityczne obecnego dziekana ponad 7,1 mln złotych! Do rekordzistów zaliczają się nie tylko wicedziekani, ale i prezes izbowego sądu dyscyplinarnego Witold Kabański, który otrzymał 163.540 zł, rzecznik dyscyplinarny, Krzysztof Stępiński, 146.540 zł. Są to kwoty olbrzymie, przewyższające roczne wynagrodzenie prezesów sądów państwowych. A mówimy tu o czynnych adwokatach, którzy jednocześnie prowadzą prosperujące kancelarie! Nie zda się na nic pudrowanie rzeczywistości przez rzecznika prasowego sloganami o potrzebie zatrudniania pracowników i rzekomym zatrudnianiu najlepszych, w sytuacji, gdy odbywa się to bez konkursu oraz bez dyskusji na forum rady i bez zasięgnięcia opinii komisji rewizyjnej. Zresztą, zatrudnianie kosztownych pracowników połączone jest ze zwolnieniem tanich dotychczasowych, więc trudno uwierzyć, że chodzi o coś innego, niż zrobienie miejsca dla swoich kandydatów.

Nie można przemilczeć niszczenia izbowej demokracji. Ci sami ludzie, którzy w mediach przekonują o podziale władzy i sensie demokracji, jednocześnie rozdają dochody dla izbowych sędziów i rzeczników dyscyplinarnych, tym samym uzależniając ich od siebie – bo przecież w kolejnym roku mogą nie przyznać lukratywnych wykładów, albo innych profitów. Z tego źródełka pochodzi większość ich dochodów, więc są mentalnie uzależnieni od izbowej władzy wykonawczej. Będą więc wiernym mieczem na izbową opozycję. Już kilka lat temu zniesiono w Izbie warszawskiej wymóg quorum i teraz najważniejsze uchwały zapadają w obecności kilku procent adwokatów. Reszta jest zniechęcana do udziału wyznaczeniem miejsc obrad w odległych miejscach i informacją, że ich obecność jest nieobowiązkowa. Na obradach dominują więc beneficjenci władzy. Ale i ci bywają nieprzewidywalni, czasami chcą zabrać krytyczny głos, albo i przyjąć uchwałę niewygodną dla władzy. Z tej przyczyny adwokat, który chce zabrać głos na Zgromadzeniu dostaje tylko 3 minuty, po czym wyłączany jest mu mikrofon. Pretekstem jest oczywiście chęć oszczędzania na czasie, chociaż nigdy nie było wielu chętnych do przemawiania, a izbowa władza może perorować (co też robi) bez końca. Pod pretekstem pośpiechu zlikwidowano w tym roku także punkt wolne wnioski w porządku obrad, który dawał możliwość szeregowym adwokatom zgłaszania i debatowania nad dowolnymi uchwałami, istotnymi dla Adwokatury. Prezydium ORA bez cienia skrępowania wyjaśniło, że chodzi tu o ukrócenie gadulstwa.

Pokazuje to czarno na białym, jak prezydium warszawskiej rady Adwokackiej wyobraża sobie zgromadzenia izbowe: adwokaci mają przyjść, a jeszcze lepiej – nie przyjść, pokłonić się władzy, wysłuchać jej niekończącego puszenia się, po czym zatwierdzić jej apanaże i rozejść się do domów. A potem pokornie płacić składki, tak aby władza opływała w luksusy A na tych, którzy inaczej, już czeka zbrojne ramię władzy w postaci zależnego i sowicie opłacanego pionu dyscyplinarnego. Słowem, mamy czystej wody ustrój pańszczyźniany, z bogacącą się elity, licznymi karbowymi goniącymi do robocizny i wyciskającymi czynsze, oraz rzeszą biedniejących adwokatów-pańszczyznianych - których średni zarobek netto wynosi, jak niedawno w prasie wyliczył jeden z członków warszawskiej ORA 2410 zł.