Skutki? Jeszcze nie opłakane. Jeszcze nie tragiczne, ale nie można być ślepym na to, że europejskie notowania partii Jarosława Kaczyńskiego, a z nim Polski, szybują niebezpiecznie w dół. Można zaklinać rzeczywistość utyskiwaniem, że wyrażona w rezolucji opinia jest stronnicza, że nie powtarza wszystkich argumentów Komisji Weneckiej, można się okłamywać na temat wypracowywanego rzekomo w Sejmie kompromisu, można na koniec obrażać głosujących za rezolucją europosłów PO, nazywając ich donosicielami czy targowicą, fakty są jednak bezwzględne. Koń jaki jest, każdy widzi.
Rezolucja poważnie osłabia wizerunek rządzących Polską i może przynieść szkodliwe dla naszego kraju kroki ze strony Komisji Europejskiej. Kryzys może się więc pogłębić.
Czy jesteśmy nań skazani? Chcę wierzyć, że nie. Wszak prócz tragicznie konfrontacyjnej ścieżki w sprawie TK rząd podjął jeszcze inne, dużo ważniejsze dla Polski, a zwłaszcza dla polskiej gospodarki, zadania i cele. Czy nie czas, by w tym sporze odwołać się do kategorii racji stanu?
Jestem głęboko przekonany, że dobro publiczne Polski wymaga dziś jak nigdy porozumienia. I świadomości, że historyczna, podjęta przez większość Polaków decyzja o członkostwie w UE skazała nas na wspólnotowość, a zatem na partnerstwo z 27 demokratycznymi państwami prawa, w poszanowaniu wspólnych zasad i wartości. Taktyczny sojusz z Węgrami i rządzoną przez konserwatystów Wielką Brytanią to mało, stanowczo za mało.
Nie chcę rozdzierać szat. I świetnie rozumiem, że rezolucja, dając paliwo polskiej opozycji, może tylko podgrzać atmosferę polityczną w kraju. Niemniej pragnę zaapelować w imię racji stanu, a więc polskiej pozycji w świecie i dobrostanu polskiej demokracji, o porozumienie.
Niech ta rezolucja zamiast kolejnym casus belli będzie jak otrzeźwienie. Dla rządzących i opozycji. Niech doprowadzi do kompromisu w sprawie TK.