Dla Platformy, dla której ostatnie sondaże są coraz łaskawsze, bój o gminy, miasta i województwa to polityczne być albo nie być. Klęska w kolejnych wyborach mogłaby wieszczyć rychły kres formacji, na czele której stoi Grzegorz Schetyna. Jest on co prawda sprawnym organizatorem, ale daleko mu do charyzmy Jarosława Kaczyńskiego, którego kolejne porażki wyborcze nie były w stanie pozbawić pozycji szefa partii. Dlatego Platforma kuje żelazo, póki gorące. Po tym, jak mieszkańcy podwarszawskiego Legionowa powiedzieli „nie" przygotowanej przez PiS ustawie o przyłączeniu do Warszawy sąsiednich miast, Platforma proponuje kolejne referenda, które mają stać się plebiscytami przeciwko partii Jarosława Kaczyńskiego, przygotowującymi grunt pod wybory samorządowe.

Ale zbliżające się wybory są też kluczowe dla interesów PiS. Przegrana w dużych miastach i słaby wynik w wyborach do sejmików mogą przypomnieć rok 2006, gdy po przegranych wyborach samorządowych rozpoczął się proces tracenia przez PiS poparcia w skali całego kraju.

Zresztą również w samorządach zaczął się powrót PiS do władzy. Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z 2013 roku, choć było nieważne z powodu zbyt niskiej frekwencji, to podobnie jak przejęcie przez PiS władzy w Elblągu było dowodem, że partia ta potrafi grać na połowie przeciwnika. I również dziś PiS bardzo potrzebuje takiego sukcesu. Musi pokazać, że potrafi pokonywać przeciwników nie tylko wtedy, gdy, jak Platforma Obywatelska, leżą na deskach.

Ale są jeszcze dwa powody, dla których zbliżające się wybory są dla rządzącej partii ważne. Pierwszym z nich jest kwestia personalna. Wszak kampanie w 2015 wygrali dla PiS Andrzej Duda i Beata Szydło. Kaczyński wycofał się do drugiego szeregu, zniknął wówczas też Antoni Macierewicz. Ale dziś „schowanie" Kaczyńskiego i Macierewicza będzie niemożliwe. Prezes musi pokazać, że sam też jest w stanie wygrywać wybory.

Jeśli PiS chce zbudować solidną podstawę do dalszego rządzenia, musi powalczyć o duże miasta oraz odzyskać władzę w województwach, które w największej mierze odpowiadają za wydawanie unijnych miliardów. Prawdopodobnie będzie to ostatnia kadencja polskiego samorządu, w której do wydania będą tak poważne środki. Dlatego też PiS gotowy jest zrobić wiele, by wygrać, zmienić granice Warszawy czy uniemożliwić start prezydentom, wójtom i burmistrzom, którzy rządzą już dwie kadencje. Sęk w tym, że wprowadzając to ostatnie rozwiązanie – które zdaniem wielu ekspertów może być niekonstytucyjne – Kaczyński nie będzie mógł liczyć na wsparcie swego koalicjanta, Polski Razem Jarosława Gowina. Być może budzące tak poważne wątpliwości przepisy przejdą głosami byłych lub obecnych posłów Kukiz'15. To będzie jednak sygnał dość dużej desperacji ze strony PiS. I pierwsza duża rysa na jedności obozu zjednoczonej prawicy. ©?