Nie chciało mi się w te atrapy wierzyć, ale jednak. Z internetu wylewa się morze możliwości, reklamowanych m.in. jako „ozdoba gabinetu". Gdy przeczytałam o „gustownej bibliotece", dosłownie zawyłam. Ale to był dopiero początek. Okazało się, że można te niby-książki kupować na sztuki albo na metry. Oprawy – począwszy od papierowych, przez płócienne, skończywszy na skórzanych. Tłoczenia złotem i srebrem. Tytuły wszelakie, włączając lepiej lub gorzej podrabiane białe kruki. No i niech ktoś nie myśli, że pustak jest tylko pustakiem. Sprzedawcy zachwalają jego liczne praktyczne zastosowania typu „estetyczny schowek" albo „zabudowa wnęki".

To nie jest oferta dla biedaków – raczej dla bogatych imbecyli, którzy zapełniają atrapami swoje piękne gabinety. Ponoć na takim tle wygląda się znacznie inteligentniej. Powodzenie takich usług wiele mówi o stanie naszego czytelnictwa i potwierdza dramatyczne wyniki badań. Aż 60 proc. Polaków w ogóle nie czyta książek.

Dlatego warto, aby rząd wsparł czytelnictwo na różne sposoby. Jeden z nich to na pewno obniżenie podatku VAT – może nabywcy atrap kupią jednak tańszą książkę. Drugi – ustawa o jednolitej cenie książki, która ma ratować mniejsze księgarnie, przegrywające teraz z wielkimi sieciami. Mnie ogromnie podoba się pomysł wprowadzenia swoistej ulgi podatkowej na książki. Możliwość odliczenia od dochodu kilkuset złotych rocznie wydanych na książki nie byłoby specjalnym obciążeniem dla budżetu (bo zostanie zrekompensowane m.in. wpływami z podatków dochodowych od księgarzy i wydawców), a mogłoby pobudzić czytelnictwo. Taka ulga powinna obejmować zarówno książki papierowe, jak i e-booki czy czasopisma.

Ludzie mają taką naturę, że jak dostają za darmo, to korzystają. Potwierdza to program 500+, w którym ok. 100 złotych z każdych 500 otrzymanych wydawane jest na książki i pomoce edukacyjne. Z pewnością wiele osób skorzystałoby również z ulgi na książki. Ci, którzy lubią czytać, bardzo się ucieszą. A ci, którzy nie lubią, ale uważają, że „trzeba brać, gdy państwo daje" – może sprezentują książkę komuś innemu. Mielibyśmy wtedy trochę mniej – zarówno atrap, jak i imbecyli.