Joanna Kluzik-Rostkowska: Reforma dewastuje system edukacji

MEN jest jak ślepy koń z dowcipu, który zadowolony biegnie w kierunku wysokiej poprzeczki, krzycząc: „nie widzę przeszkód" – mówi posłanka, była minister edukacji, Katarzynie Wójcik.

Aktualizacja: 13.03.2017 09:30 Publikacja: 13.03.2017 07:50

Joanna Kluzik-Rostkowska

Joanna Kluzik-Rostkowska

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Rz: Zbierane są podpisy w sprawie referendum. Uważa pani, że można jeszcze cofnąć reformę oświaty?

Joanna Kluzik-Rostkowska: Ten wygrywa, kto walczy. Nigdy nie wiadomo, który kamień uruchomi lawinę. Reforma dewastuje system edukacji. Oczywiście szanse, że uda się ją powstrzymać, nie są wielkie. Jednak gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mi, że PiS zafunduje sobie tak spektakularną porażkę w Brukseli, nie uwierzyłabym. Polityka jest nieprzewidywalna, uprawiana przez PiS tym bardziej.

Minister Anna Zalewska podaje argument, że Państwo też zignorowaliście głos rodziców w sprawie sześciolatków. Nie było referendum.

Bałamutne tłumaczenie. Skoro uważała kilka lat temu, że głos rodziców ma znaczenie i że referendum jest ważnym instrumentem, powinna szanować to, co robimy w tej chwili. Znacznie łatwiej jest zatrzymać reformę niż naprawiać jej skutki. Właśnie teraz przyszedł moment, w którym do rodziców docierają pierwsze rezultaty zmian proponowanych przez PiS. Zmienia się sieć szkół. To, co dla wielu rodziców jeszcze dwa miesiące temu było abstrakcją, teraz staje się rzeczywistością. Znam rodziców, którzy cieszyli się, że ich dziecko zostanie w szkole podstawowej i nie pójdzie do gimnazjum. Będzie miało kontakt z tymi samymi wychowawcami i nauczycielami, w tym samym budynku, blisko domu. Przeżywają jednak rozczarowanie, bo dowiadują się, że siódma klasa będzie w budynku dotychczasowego gimnazjum z kadrą gimnazjalną. Zmieni się więc jedynie nazewnictwo.

Rozczarowanie czeka też wielu rodziców przyszłych pierwszoklasistów. Trafią bowiem do szkół podstawowych zorganizowanych w budynkach gimnazjów, które nie są przystosowane do potrzeb najmłodszych uczniów. A starszy o dwa lata brat chodzi do szkoły w innej lokalizacji. Trudno będzie pójść dyrektorom szkół na rękę rodzicom, którzy chcą posłać dziecko do szkoły, która obecnie już nie będzie w rejonie. Muszą przyjąć inne dzieci. Dowiedziałam się też, że oblężenie przeżywają prywatne szkoły podstawowe zorganizowane przy obecnych gimnazjach. Okazuje się, że wielu rodziców woli zmienić dzieciom szkołę i do siódmej oraz ósmej klasy chce je posłać do niepublicznej placówki. Znam miejsca w Warszawie, gdzie jest kilku uczniów na jedno miejsce.

Warszawa jest jednak dość specyficznym miejscem.

Świadczy to jednak o tym, że w tych przypadkach rodzice wolą przenieść dzieci, zmienić ich środowisko i mieć wpływ na to, gdzie ich dziecko będzie się uczyć. Tak jak powiedziałam – to pierwszy moment, w którym widzimy skutki reformy. Drugi będzie w końcówce maja. Wówczas okaże się, ilu nauczycieli straci pracę.

Ale przecież minister Anna Zalewska zapewnia, że zwolnień nie będzie. Dzieci jest tyle samo, a po tym, jak nie pójdą do gimnazjum, gdzie klasy są bardziej liczne, będzie wręcz więcej oddziałów, a co za tym idzie – więcej miejsc pracy.

Nie wiem, jak tam u minister było z matematyką... Z dwóch małolicznych klas szóstych będzie mogła powstać jedna klasa siódma. Nie ma ku temu przeszkód. W okresie przejściowym można dowolnie przenosić uczniów między placówkami. Przypuśćmy też, że mamy zespół szkół – podstawówkę przy gimnazjum. Grono pedagogiczne, które w nim pracuje, uczy dziewięć roczników dzieci. Po zmianach będzie uczyło osiem, a właściwie siedem, bo już mamy tzw. pusty rocznik, czyli brak klas pierwszych spowodowany nieposłaniem sześciolatków do szkół. Za rok nie będzie drugich itd., do matury. Efekt – grono pedagogiczne zamiast pracować z dziewięcioma rocznikami dzieci będzie pracowało z siedmioma. Każdy nauczyciel zachowa swój etat? Bzdura. Owszem – przybędzie jeden rocznik w liceum. Nie wszyscy nauczyciele pracują w nich jednak w pełnym wymiarze godzin. Najpierw więc dyrektor zagospodaruje tych nauczycieli, których ma. Dopiero potem będzie sięgał po nauczycieli gimnazjalnych.

Co więcej, gminom trudno przekazać budynek i kadrę gimnazjum z „automatu", by przekształcić je w liceum. Organami prowadzącymi gimnazjów są bowiem gminy, a liceów – powiaty.

Minister Zalewska powiedziała na czwartkowej konferencji, że samorządy są gotowe do reformy. Blisko 98 proc. rad powiatów oraz 95 proc. rad gmin przesłało już do zaopiniowania przez kuratorów oświaty uchwały w sprawie projektu nowej sieci szkół.

Są gotowe nie dlatego, że uważają reformę za dobry pomysł. Próbują minimalizować skutki nieuniknionego chaosu. Poza tym są zobligowane przepisami, zostały postawione pod ścianą. Około 40 proc. z nich ma kłopot z kuratorem – czyli przedstawicielem ministra w terenie, który chciałby zmiany zorganizować inaczej. Tajemnicą poliszynela jest to, że PiS marzy, by to samorządy dostały po głowie za pomysły rządu. Gdy dziecko pójdzie do nieprzystosowanej szkoły, rodzic będzie miał pretensje do dyrektora szkoły i do władz lokalnych.

A samorządy, planując wydatki na ten rok, nie mogły w nich uwzględnić kosztów wprowadzenia reformy. Kiedy uchwalały budżety, nie było jeszcze nowego prawa oświatowego. Był tylko projekt. A nie można w budżetach uwzględniać projektowanych wydatków. W konsekwencji samorządy muszą więc wprowadzać reformę błyskawicznie, ale bez środków na ten cel. Takie wprowadzanie reformy to skrajna nieodpowiedzialność albo skrajna głupota, mówiąc bez ogródek.

31 marca mają strajkować nauczyciele. Minister edukacji podkreśla, że nie jest stroną takiego sporu zbiorowego. Nie chce więc nawet odnosić się do planów nauczycieli.

Iście pisowski spryt. Przecież wiadomo, że strajk jest niezgodą na pomysły minister. Rzeczywiście, stroną sporu może być tylko pracodawca – w tym przypadku dyrektor szkoły. A dyrektorzy są świadomi, co stoi za reformą edukacji. To oni będą zmuszeni do zwalniania nauczycieli.

To po co ten strajk?

Jak inaczej nauczyciele mogą wyrazić sprzeciw wobec reformy, skoro argumenty nie docierają?!

Wielu nauczycieli liceów przyznaje, że trudno im było przygotować w trzy lata uczniów do egzaminu dojrzałości. Ich zdaniem reforma ma sens.

Nauczyciele gimnazjalni też uważali, że potrzebują czterech lat. Zamysł systemu był początkowo nieco inny. I gimnazja, i licea miały być prowadzone przez powiaty. Wówczas system byłby bardziej elastyczny. Gimnazjum mogło trwać rzeczywiście cztery lata, a dwuletnie liceum pełnić rolę uzupełniającą. Tak się jednak nie stało.

Oczywiście warto zawsze stawiać pytania, np. czy inny podział etapów edukacji byłby efektywniejszy. Tyle że trzeba to robić z głową, bo to operacja na 5 mln uczniów, 600 tys. nauczycieli i 30 tys. szkół. Najpierw należy zdefiniować mocne i słabe punkty obecnego systemu, przedyskutować solidnie różne warianty, zdefiniować zagrożenia. Porządnie przygotować podstawy programowe, napisać do nich podręczniki i wyznaczyć moment startu. To byłoby odpowiedzialne i rozumne.

Czyli przyznaje pani, że reforma jest potrzebna, ale nie taka.

Trzeba zacząć od tego, że system, który mamy obecnie, jest o niebo lepszy niż ten, który wdraża PiS. Mamy bowiem dziewięć lat obowiązkowego kształcenia ogólnego. To bardzo ważne, szczególnie dla dzieci z trudniejszych, defaworyzowanych środowisk. Po zmianach dzieci będą uczyć się osiem lat, czyli o rok krócej. Poza tym dobrą szkołę tworzy dobry zespół nauczycieli. Po zmianie zespół będzie musiał się zgrać. Przez jakiś czas uczniowie będą więc stratni. Reforma nie zmienia też sposobu uczenia, nie zmienia nauczycieli. Zmienia nazwy i przerzuca uczniów między budynkami. Zmienia się podstawa programowa.

A co pani sądzi na temat sposobu pisania podstawy programowej? Obecnie uczniowie klasy szóstej szli według zupełnie innego programu. W przyszłym roku zamiast zakończyć etap edukacji i pójść do gimnazjum rozpoczną naukę w siódmej klasie. Nie przygotowano dla nich żadnego programu przejściowego nauczania.

Kiedy usłyszałam, że pisana jest podstawa programowa wyłącznie do klasy siódmej, myślałam, że to żart. Jak bardzo trzeba nie mieć wyobraźni, żeby coś takiego wymyślić? Pisząc podstawę programową, trzeba widzieć cały etap edukacji. A oni zaczęli pisać od środka. W dodatku na kolanie, bo brakowało czasu. To tak, jakby zacząć budować dom od trzeciego piętra. Tak pisana podstawa będzie dziurawa.

O jakich dziurach pani mówi?

W pierwszą pułapkę wpadną dzisiejsi szóstoklasiści, bo ze starej podstawy przeskoczą do środka – tej pisanej na kolanie – nowej. Historia Polski zacznie im się w okolicach XIII wieku. Funkcja pojawi się wcześniej na fizyce niż na matematyce. Takich luk jest wiele. Gdybyśmy na okoliczność naszej rozmowy założyły, że PiS ma rację, zmieniając system, to i tak nic nie usprawiedliwia bezmyślności. Uważam, że PiS racji nie ma, ale byłabym nieco spokojniejsza, gdyby najpierw pomyśleli, a potem działali. A tak są jak ten ślepy koń z dowcipu, który zadowolony biegnie na wysoką przeszkodę, krzycząc „nie widzę przeszkód". No, nie widzą. I zapłacą wysoką polityczną cenę za ten bałagan.

Pani była krytykowana za to, co działo się w gminie Hanna. Samorząd ten nie prowadzi ani jednej publicznej szkoły. Wszystkie oddał w ręce organizacji pozarządowych. Teraz gmina będzie miała obowiązek prowadzenia przynajmniej jednej szkoły.

Gmina Hanna rzeczywiście przekazała wszystkie placówki i tym sposobem je uratowała. Uchroniła też miejsca pracy. Nauczyciele pracują na podstawie kodeksu pracy, a nie Karty nauczyciela, więc utrzymanie placówki jest tańsze, szkoły działają de facto cały rok, proponując zajęcia dzieciom także w wakacje. Takie szkoły to centrum życia w gminie. Mieszkańcy gminy są zadowoleni. Nie rozumiem, po co to psuć. Trudno jest utrzymać te najmniejsze szkoły.

Dlatego MEN zapowiada zmiany w subwencji. Mniejsze szkoły mają dostawać więcej pieniędzy.

Minister Zalewska idzie więc moimi śladami. Podniosłam już wagę dla małych szkół, czyli takich, które mają mniej niż 70 uczniów. Obawiam się jednak, że reforma doprowadzi do ich zamykania.

Przez ostatnie lata nauczyciele nie mieli podwyżek. MEN je zapowiada. Już zwaloryzował płace.

Po 1989 roku przez lata różne rządy nie mogły dokładać do systemu oświaty pieniędzy, więc dokładały przywileje. Dlatego Karta nauczyciela przewiduje ich całkiem sporo. Między 2008 a 2012 r. podwyżki były, i to duże. Najwięcej zyskali nauczyciele wchodzący do zawodu. Oni dostali podwyżki w wysokości 75 proc. Przeciętnie wyniosły one 50 proc. Potem kolejne pieniądze przeznaczaliśmy na szkolnictwo wyższe. Jednak samo dosypywanie pieniędzy do systemu nic nie da. Lepiej wynagradzani powinni być dobrzy nauczyciele. Teraz nauczyciele bez względu na jakość ich pracy zarabiają tyle samo.

Ale jest przecież dodatek motywacyjny.

Najczęściej niski, dzielony równo, więc wręcz demotywuje. Jeśli w systemie znajdą się podwyżki dla nauczycieli, to dyrektorzy powinni decydować o podziale tych środków. Powinni mieć też większy wpływ na to, kto pracuje w ich szkole. W wyniku reformy nie odejdą niestety najsłabsi nauczyciele, ale ci, dla których akurat zabraknie etatu.

Joanna Kluzik-Rostkowska jest posłanką należącą do Klubu Platformy Obywatelskiej. W latach 2013–2015 była ministrem edukacji narodowej. Wcześniej sprawowała ministerialne funkcje w ministerstwach rozwoju i pracy.

Rz: Zbierane są podpisy w sprawie referendum. Uważa pani, że można jeszcze cofnąć reformę oświaty?

Joanna Kluzik-Rostkowska: Ten wygrywa, kto walczy. Nigdy nie wiadomo, który kamień uruchomi lawinę. Reforma dewastuje system edukacji. Oczywiście szanse, że uda się ją powstrzymać, nie są wielkie. Jednak gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mi, że PiS zafunduje sobie tak spektakularną porażkę w Brukseli, nie uwierzyłabym. Polityka jest nieprzewidywalna, uprawiana przez PiS tym bardziej.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie