Na czym one polegają? Firma kilka lat temu wymyśliła produkt i logo, wówczas bezwartościowe. Gdy usługa zdobyła zaufanie klientów i renomę, logo przenosi do spółki powiązanej czy to udziałami, czy więzami krwi, np. należącej do syna, żony czy też kochanki. Znak, oczywiście, wciąż jest jej potrzebny, więc płaci za prawo do korzystania z niego.

Spółka powiązana nie ma z tego jednak dużych dochodów, bo wartość logo znacznie wzrosła, co pozwala jej mieć większe koszty.Firmy nie powinny być tą zmianą zaskoczone ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi ostrzegały od dawna, że fiskus weźmie pod lupę takie konstrukcje. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju od lat sugerowała krajowym administracjom skarbowym, by zwracały uwagę na takie „optymalizacje". I polski fiskus w końcu posłuchał. Jeśli ustali, że optymalizacje były przeprowadzane tylko po to, by płacić mniejsze podatki, powie: stop. Co gorsza, może kazać się rozliczyć z zaległych podatków. I dla małych, i dla dużych firm będą to znaczące kwoty.

Zasadniczo to dobry ruch. Rząd powinien walczyć z agresywną optymalizacją. Problem jednak w tym, że fiskus może wykorzystać do tego obowiązującą od lipca 2016 r. klauzulę przeciw unikaniu opodatkowania. A to oznacza, że najbardziej powinni bać się ci, którzy żonglowali znakami pod ochroną fiskusa. Interpretacje, które na to pozwalały, zamiast pomóc, zaszkodzą. Fiskus bowiem bardzo dobrze wie, gdzie wejść, zapalić światło i powiedzieć: koniec zabawy.

Skarbówka ściga firmy zawyżające koszty >C1