Kierownictwo „Iustitii", musi mieć najwyraźniej problem z wyjaśnieniem tych ciągot części jego członków, nie przypuszczam bowiem, aby dotyczyły one większości sędziów z tego stowarzyszenia. Piszę to z troską, gdyż prawie od 30 lat codziennie niemal mam do czynienia z sędziami, i nie czepiam się ich pierwszych z brzegu potknięć.

To prawda, że skonstatowałem w tekście „Siedmiu trędowatych z „Iustitii", że problem „nadaktywności stowarzyszeń sędziowskich na polskiej scenie politycznej umykał publicznej dyskusji". Dziękując więc sędziemu za komplement, że chyba po raz pierwszy tak otwarcie i jasno podniosłem postulat delegalizacji „Iustitii", chcę zaznaczyć, że nie wysunąłem tak daleko idącego postulatu.

W krótkim tekście, będącym reakcją na spektakularną demonstrację, chyba jednak politycznej nietolerancji, bo jak inaczej nazwać uchwałę zarządu „Iustitii", aby wydalić z jej grona siedmiu sędziów kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa tylko dlatego, że mają inne poglądy na prowadzone w sądownictwie i państwie reformy, niż władze stowarzyszenia ? A ponieważ w odpowiedzi na znany zarzut prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego z 2012 r., że „Iustitia" łamie konstytucję, gdyż de facto jest związkiem zawodowym, a konstytucja zabrania sędziom tworzenia i przynależności do związków zawodowych, władze „Iustitii" odpowiedziały, że uprawnione organy państwa nie miały zastrzeżeń do działalności tego stowarzyszenia, pozwoliłem sobie na uwagę, że „być może owe organy państwa winny się jej przyjrzeć".

Działalność każdego stowarzyszenie podlega nadzorowi i wybierając taką formę działalności , sędziowie musieli się z tym liczyć. Dodałem zresztą, jeśli tu moje poglądy mają jakieś znaczenie, że jestem „za wolnością stowarzyszeń, wszelkich profesji i zainteresowań", ale sędzia ma szczególny status, regulowany konstytucją i ustawami, i działanie organizacji sędziowskiej nie może być w kolizji z literą i duchem prawa demokratycznego państwa. Zatem do delegalizacji „Iustitii" droga daleka i zbyt pochopnie sędzia  Marczyński wprowadza to określenie do dyskusji.

Odpowiadając zaś na końcowe pytanie sędziego, chyba jednak retoryczne, czy naprawdę moim zdaniem w Polsce mogą istnieć tylko stowarzyszenia sędziowskie popierające politykę Ministerstwa Sprawiedliwości, odpowiadam, oczywiście, że jeśli mają istnieć stowarzyszenia sędziowskie, które mają przecież duże zasługi np. edukacyjne czy integracyjne w tym środowisku, to mogą być też różne - ale nie mogą uprawiać polityki ! Na politykujących sędziów, a tym bardziej politykujące stowarzyszenia sędziowskie, w republice obywatelskiej nie ma, moim zdaniem, miejsca. Chyba, że zaczniemy budować w Polsce republikę mniej obywatelską, a bardziej sędziowską.