Podobnie przesadzone są obawy o najbliższe wybory. Co innego, gdyby rząd i Sejm zdecydowały się na zmianę zasad liczenia głosów i likwidację okręgów jednomandatowych. Do tego nie doszło. Coś się jednak zmieniło w kodeksie wyborczym. Pojawił się na przykład obowiązek zapewnienia transmisji online z lokalu wyborczego. Jeśli to będzie niemożliwe, zapis wideo pojawi się następnego dnia po wyborach na stronie PKW. Wszystko po to, by zapewnić transparentność.

Mało? Jest tego więcej. W lokalach pojawi się korpus urzędników wyborczych, czyli przedstawicieli administracji publicznej i samorządowej z wyższym wykształceniem, którzy mają zapewnić sprawne działanie komisji. Ich pracę poza okiem kamery będą mogli obserwować także mężowie zaufania. Będą oni towarzyszyć urnom wyborczym w drodze do odrębnej komisji zliczającej głosy.

Jedyny problem stanowi niewielkie zainteresowanie urzędników wstępowaniem do korpusu. Swoich obowiązków nie będą mogli bowiem wykonywać w gminie, w której pracują i mieszkają. Inaczej mogłoby dochodzić do sytuacji, gdy wybór burmistrza nadzorowałby pracownik zatrudniony na co dzień w podległym mu urzędzie. Komisarzy wyborczych jest z kolei aż nadto, a większość to sędziowie, gwarantujący przebieg wyborów zgodny z prawem.

Zamiast krytykować nowe rozwiązania, lepiej, aby osoby troszczące się o stan naszej demokracji zgłosiły się na obserwatorów i zadbały osobiście o to, by wszystko odbyło się zgodnie z prawem.