Argumentują m.in., że dwojga kandydatów na prezesa SN nie przedstawiono wówczas prezydentowi w formie uchwały, a sam tryb wyboru normuje tylko regulamin, w dodatku nigdzie nieopublikowany. To, rzecz jasna, szukanie prawnej dziury w całym, bo takie zasady wyboru obowiązują od wielu lat i nikt ich (łącznie z PiS za poprzednich rządów) nie kwestionował. Po prostu potrzebna była akcja odwetowa w wojnie podjazdowej PiS z sędziowskimi elitami. Podkreślam – elitami, bo szeregowi sędziowie, wbrew temu, co głosi partia rządząca, nie są zajęci głównie kradzieżami pendrive'ów i spodni, ale próbują jakoś „przerobić" rosnące stosy spraw w sądach.

W czwartkowej rozgrywce PiS postanowił pokazać, że skoro Sąd Najwyższy będzie badał, czy legalnie wybrana została prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska, to – proszę bardzo – Trybunał zbada, czy aby legalnie wybrano prezes Gersdorf. Może to być tylko wbijanie jej szpili, szczególnie po ostatnich wypowiedziach prezes, ale równie dobrze początek większej akcji zmierzającej do odwołania Małgorzaty Gersdorf. Już teraz posłowie PiS mówią o tym, że unieważnienie wyboru prezes SN skutkowałoby nieważnością podejmowanych przez nią decyzji, a może i orzeczeń. Specjalnym problemem nie byłoby też zapewne ustawowe skrócenie kadencji prezesa SN (obecna upływa w 2020 roku).

Czy po przejęciu Trybunału Konstytucyjnego PiS zamierza zrobić to samo z Sądem Najwyższym, jako głównym siedliskiem „bandy kolesi"? Nie można tego wykluczyć. Trzeba jednak powiedzieć, że w tej wojnie konfrontacyjną postawę prezentuje nie tylko partia rządząca, ale i sędziowie. Kontestują praktycznie wszystkie zmiany płynące z resortu sprawiedliwości, nie proponując nic w zamian. Nie dopuszczają w ogóle możliwości, że z władzą, jakakolwiek by była, trzeba rozmawiać, bo ta tworzy regulacje dotyczące wszystkich. W efekcie dochodzi tylko do eskalacji konfliktu.

,Akurat Sąd Najwyższy jest tą instytucją, której, jak mało komu, wypada formułować konstruktywne wnioski w imieniu sędziów. Polityczne kopanie po kostkach nie powinno mieć tu miejsca. Tymczasem pani prezes Gersdorf mówi, że Jarosław Kaczyński „to był zawsze polityk, który burzy", a filozofia PiS polega na „rządzeniu przez strach". Kategorycznie stwierdza, że nastąpił koniec demokratycznego państwa prawa, a sędziowie powinni z obecną władzą walczyć, choć „nie ma walki bez ofiar" (również takich, jak pozbawienie urzędu). Przy okazji wywołuje wściekłość tysięcy Polaków, mówiąc, że za 10 tys. zł brutto można dobrze żyć tylko na prowincji.

W Sądzie Najwyższym nastroje nie są ostatnimi czasy dobre. Sędziowie są przekonani, że obecna władza „coś im zrobi", ale jeszcze nie wiedzą co... Jednak skądinąd wiem, że wcale nie wszyscy podzielają bojowy nastrój pani prezes. Jedno jest pewne: w wojnie PiS – sędziowie przydałby się wreszcie jakiś rozejm. Inaczej, wcześniej czy później, wszyscy oberwiemy rykoszetem.