Przedmiotem obrad rządu 16 lutego 2016 r. był dokument „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju", który następnie został przedstawiony na konferencji prasowej przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego oraz premier Beatę Szydło. Ze znanych mi programów gospodarczych różnych rządów ten jest najlepszy – pod względem graficznej formy prezentacji. Sama treść tego programu nie zasługuje już jednak na aż tak pozytywną ocenę. Wynika to z trzech podstawowych względów.
Priorytetem wzrost konsumpcji?
Po pierwsze, chociaż w tytule omawianego dokumentu znajduje się słowo „plan", to w istocie nie spełnia on warunków, jakim powinien odpowiadać dokument zasługujący na miano planu, w którym powinny być określone cele, środki oraz działania umożliwiające realizację tych celów. Dokument ten jest raczej ogólnym opisem pewnych instytucjonalnych zmian, dzięki którym gospodarka ma wkroczyć na ścieżkę wzrostu prowadzącą do wyjścia Polski z pułapki średniego dochodu.
Jeżeli autorzy chcieli pokazać docelowy kształt instytucjonalnej struktury polskiej gospodarki, to również nie osiągnęli zamierzonego celu, gdyż opis pożądanych cech tej struktury jest zbyt ogólny i nie wykracza poza to, co dotąd zamierzali osiągnąć ich poprzednicy (zmniejszenie uciążliwości kontroli dla przedsiębiorstw, likwidacja zbędnych koncesji i zezwoleń, zmniejszenie inflacji prawa, mniej obowiązkowych sprawozdań, usuwanie absurdów prawnych itd.). Chyba wszystkie dotychczasowe rządy rozpoczynały swoje kadencje od tego typu deklaracji. Jak wiemy z doświadczenia, kończyło się wprost przeciwnie. Obawiam się, że i tym razem, zważywszy zwłaszcza na etatystyczne skłonności PiS, skończy się podobnie.
Po drugie, plan zawiera ważne, ale całkowicie sprzeczne cele, takie jak: zwiększenie udziału inwestycji w PKB do 25 proc., zmniejszenie uzależnienia od kapitału zagranicznego oraz podniesienie poziomu życia obywateli. Ze względów bilansowych spełnienie wszystkich tych celów naraz nie jest możliwe. W związku z tym raczej należałoby mówić o pewnej ścieżce dojścia, w której pokazano by następującą sekwencję zdarzeń: wzrost udziału inwestycji w PKB – zmniejszenie ujemnej międzynarodowej pozycji inwestycyjnej netto – wzrost konsumpcji.
Podejmowane decyzje z zakresu polityki społecznej wskazują jednak, że decydenci priorytetowo traktują ostatnie ogniwo tego hipotetycznego łańcucha – wzrost konsumpcji. Program rodzina 500+, podwyższenie kwoty wolnej czy darmowe leki dla osób powyżej 75. roku życia będą sprzyjały wzrostowi udziału konsumpcji w PKB. W tej sytuacji albo udział inwestycji w PKB zmniejszy się, albo będzie musiał zwiększyć się udział kapitału zagranicznego w finansowaniu polskiej gospodarki, co jest sprzeczne z bodaj najważniejszym celem deklarowanym wielokrotnie przez wicepremiera Morawieckiego.