Drzewa rosły sobie spokojnie obok naszych domostw przez ponad tysiąc lat. I nikomu to nie przeszkadzało. Wrzawa na temat drzew wybuchła dopiero w ostatnim ćwierćwieczu, kiedy okazało się, że o zgodne współżycie drzew i Polaków jest dość trudno. Bo część Polaków marzy tylko o tym, by powycinać drzewa i na zdobytym w ten sposób miejscu wybudować domy. A druga część Polaków głośno domaga się, by zabronić jakiejkolwiek wycinki drzew, służących od ponad 1000 lat wspólnemu interesowi.

Starający się rozwiązać ten dramatyczny problem, politycy i urzędnicy miotają się od jednej skrajności do drugiej. Po kilkudziesięciu latach komunistycznej dewastacji środowiska naturalnego zdecydowali się najpierw wysłuchać głosu ekologów. Przez wiele lat w urzędach panowała doktryna o wyższości interesu drzew nad ludźmi. Choćby drzewo rosło na samym środku działki budowlanej, uniemożliwiając jej zgodne z przeznaczeniem wykorzystanie, właściciel nie miał w zasadzie prawa go wyciąć. Mógł co najwyżej zacząć negocjacje z urzędem w tej sprawie. Oczywiście przyroda nie zna próżni: gdy to było niezbędne, „nieznani sprawcy" drzewa w nocy wycinali, licząc się jednak z tym, że donos życzliwych sąsiadów mógł sprowadzić na głowę kontrole i kłopoty. Dość absurdalne.

Obecnie, pragnąć ulżyć doli posiadaczy działek, władza dokonała radykalnej, dobrej zmiany. W nowej ustawie (do której ojcostwa nikt nie chce się przyznać) „nieznani sprawcy" pozwolili na całkowicie swobodny wyrąb drzew na prywatnych działkach. I przeszliśmy do drugiej skrajności, kiedy w niekontrolowany sposób znikają masowo wycinane przez deweloperów drzewa ze znajdujących się w prywatnych rękach miejskich skwerów.

Istna kwadratura koła. Albo prawo musi jednoznacznie stać po stronie ekologów, zakazujących wycięcia nawet najnędzniejszego drzewka rosnącego na samym środku działki budowlanej (bo, jak usłyszałem w telewizji: „wytną i posadzą sobie jakieś tuje"). Albo twardo stać po stronie właścicieli działek, pozwalając im – jeśli zechcą – wyciąć nawet cis z Henrykowa Lubańskiego, bo przecież prywatna własność jest święta. I nikomu nie przyjdą do głowy proste rozwiązania kompromisowe – np. domyślna zgoda na wycinkę drzewa z działki budowlanej, ale w zamian za wpłacenie odpowiedniej kwoty na specjalny fundusz, dzięki któremu w danej gminie zasadzone zostaną dwa, trzy czy cztery nowe drzewa. Bo choć cenną wartością jest zarówno zieleń i zdrowe powietrze, jak i prywatna własność, to najbardziej deficytowym towarem w Polsce wydaje się zdrowy rozsądek.