Trwa od wielu dni, a może nawet tygodni nagonka na sądy i sędziów. W każdej telewizji publicznej oglądamy festiwal oskarżeń, pomówień i zwykłego hejtu. Tzw. "suweren" dowiaduje się nieustannie i wiedza ta utrwalana jest w różny sposób, że sędziowie biorą łapówki, są leniwi, przeważnie niedouczeni i niedbali. Co najgorsze, jedna Pani Sędzia powiedziała, że mają się za "kastę" , czytaj grupę uprzywilejowaną, co pozwala sądzić, że za nic mają prawa obywateli a protestując przeciwko "reformie sądownictwa" bronią własnych interesów i przywilejów. Dlatego reakcja "suwerena" reprezentowanego przez sejmową większość musi być stanowcza i zdecydowana, trzeba z tą patologią skończyć i raz na zawsze zrobić z tym porządek.
Nowy stopień
Jak wiadomo kłamstwo sączone przez dni, tygodnie i lata staje się obowiązującą prawdą czyli tzw. postprawdą i my sędziowie musimy liczyć się z tym, że wszystkie zapowiedzi " zrobienia porządku" zostaną zrealizowane, a zwykły Kowalski będzie żył w przekonaniu, że sprawy idą w dobrym kierunku a jego prawa po raz kolejny zostały obronione przed nieodpowiedzialnymi sędziami. Podgrzewaniu tej atmosfery służą wyczyny niektórych naszych kolegów, którzy, jeżeli są winni, oby zostali ukarani jak najsurowiej.
Jednak jak wiemy my sędziowie - nie o prawa obywatela w tym wszystkim chodzi. Trzeba zacząć od tego, że to co dzieje się obecnie, nie jest czymś nowym. Nowy jest natomiast stopień agresji wobec sądownictwa, brak jakiejkolwiek dbałości o zachowanie pozorów praworządności i sposób w jaki demoluje się państwo prawa. Prawie nie było władzy i nie było ministra sprawiedliwości, który by nie obejmował urzędu z hasłem "reformy wymiaru sprawiedliwości. Wprawdzie mieliśmy Konstytucję, w której zapisano trójpodział władzy, a władza sądownicza miała być władzą niezależną i odrębną od innych władz, ale tak naprawdę nikt w to nie uwierzył, począwszy od polityków a na sędziach Trybunału Konstytucyjnego skończywszy. Kiedy dzisiaj czyta się uzasadnienia wyroków Trybunału, w których przesądzone zostało, że nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości nad sądami nie jest sprzeczny z Konstytucją widać jak na dłoni, że orzekający w nim sędziowie uwierzyli, że wszyscy - a więc również władza ustawodawcza i wykonawcza - stosować się będą do art.10 ust.1 Konstytucji RP, mówiącego o równowadze i harmonijnej współpracy wszystkich trzech władz. Zapomnieliśmy wszyscy o zasadzie, którą zawarł w jednym ze swoich wystąpień , w 1897 r. Sędzia Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Ameryki Oliwer Wendell Holmes Jr. Napisał on, że chcąc poznać znaczenie normy prawnej musimy spojrzeć na nią z punktu widzenia - nie norm moralnych - ale ( aby wykluczyć możliwość takiej interpretacji ) jak zły człowiek, którego obchodzą tylko materialne konsekwencje dające się wywieść z tej normy dzięki znajomości prawa. Człowiek taki -według autora tego poglądu -za nic ma konotacje moralne ( czy też konstytucyjne ) obchodzą go jedynie korzyści, które może wywieść z określonego brzmienia prawa czy też jego odpowiedniej wykładni.
Reforma goni reformę
Ale i my sędziowie , szeregowi i funkcyjni, trochę z powodu zaszłości w minionym ustroju, a trochę też przez to iż całe lata próbowano zrobić z nas posłusznych urzędników nie traktowaliśmy zbyt serio konstytucyjnego zapisu co do tego, że władza sądownicza jest odrębna i niezależna od innych władz. Sędziowie nie zawsze też potrafili wskazać, że wydawane im polecenia wykraczają poza ramy zewnętrznego nadzoru administracyjnego określonego w Konstytucji i Prawie o ustroju sądów. Reformowano nas zatem nieustająco bez ładu i składu, reforma goniła reformę. Jedna często znosiła drugą, głosy środowiska sędziowskiego opiniującego akty prawne dotyczące tych kwestii były na ogół ignorowane a w najlepszym razie uwzględniane w najmniej istotnych kwestiach. Ostatecznie wreszcie, zlikwidowano niezależność sądów jako instytucji, odrywając funkcję dyrektora sądu od zwierzchnictwa prezesa sądu. Zupełnym kuriozum było utworzenie Centrum Zakupów dla Sądownictwa w Krakowie, które miałoby sens dla zakupów strategicznych, ale nie papieru, tuszu dla drukarek i tym podobnych rzeczy. Kiedy wybuchła tam afera, w pierwszej kolejności obwiniono o nią prezesa sądu apelacyjnego, który nie miał żadnej władzy nad dyrektorem tego Centrum i żadnej możliwości kontrolowania jego działań. Czy jest winien czemuś jeszcze, należy to sprawdzić. Ale z pewnością za działania dyrektora Centrum odpowiada minister sprawiedliwości, któremu dyrektor ten podlegał.