Gdyby nie ujawnienie ich przez żonę niedawno zmarłego generała, w domu szefa tajnych służb PRL i współtwórcy stanu wojennego spokojnie leżałyby tomy sekretnych akt. W niepowołanych rękach mogłyby służyć szantażowaniu „bohaterów" tych dokumentów.
Historycy dość zgodnie wskazują, że były poszlaki, iż gen. Kiszczak posiada tajne akta. Wskazywało na to też doświadczenie życiowe, tym bardziej zatem nie ma prawnego uzasadnienia dla tak niefrasobliwego, jak się okazuje, podejścia do tej sprawy przez odpowiednie służby.
Tym bardziej że zgodnie z art. 28 ust. 1 ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej każdy, kto bez podstawy prawnej posiada dokumenty, rejestry i kartoteki wytworzone oraz zgromadzone przez organy bezpieczeństwa PRL, organy więziennictwa, sądy i prokuratury, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie prezesowi IPN.
A każdy, kto je ukrywa, uszkadza lub zmienia zapis dokumentu, podlega karze od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Tej samej karze podlega każdy, kto będąc w posiadaniu dokumentów lub np. filmu czy nagrania informacji podlegających przekazaniu IPN, uchyla się od ich przekazania, utrudnia przekazanie lub je udaremnia.
Zatem w sytuacji podejrzenia, że jakaś osoba dysponuje takimi dokumentami, prokuratorzy IPN mogą i winni podjąć natychmiast kroki w celu ich zabezpieczenia. I tu obowiązują ogólne reguły procedury karnej, jak przy innych przestępstwach.