Domagalski: Efekt wieloletnich zaniedbań IPN

Prokuratorzy IPN już wiele lat temu mogli i powinni wejść do domu gen. Czesława Kiszczaka, aby zająć tajne akta peerelowskich służb.

Publikacja: 18.02.2016 21:00

Marek Domagalski

Marek Domagalski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Gdyby nie ujawnienie ich przez żonę niedawno zmarłego generała, w domu szefa tajnych służb PRL i współtwórcy stanu wojennego spokojnie leżałyby tomy sekretnych akt. W niepowołanych rękach mogłyby służyć szantażowaniu „bohaterów" tych dokumentów.

Historycy dość zgodnie wskazują, że były poszlaki, iż gen. Kiszczak posiada tajne akta. Wskazywało na to też doświadczenie życiowe, tym bardziej zatem nie ma prawnego uzasadnienia dla tak niefrasobliwego, jak się okazuje, podejścia do tej sprawy przez odpowiednie służby.

Tym bardziej że zgodnie z art. 28 ust. 1 ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej każdy, kto bez podstawy prawnej posiada dokumenty, rejestry i kartoteki wytworzone oraz zgromadzone przez organy bezpieczeństwa PRL, organy więziennictwa, sądy i prokuratury, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie prezesowi IPN.

A każdy, kto je ukrywa, uszkadza lub zmienia zapis dokumentu, podlega karze od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Tej samej karze podlega każdy, kto będąc w posiadaniu dokumentów lub np. filmu czy nagrania informacji podlegających przekazaniu IPN, uchyla się od ich przekazania, utrudnia przekazanie lub je udaremnia.

Zatem w sytuacji podejrzenia, że jakaś osoba dysponuje takimi dokumentami, prokuratorzy IPN mogą i winni podjąć natychmiast kroki w celu ich zabezpieczenia. I tu obowiązują ogólne reguły procedury karnej, jak przy innych przestępstwach.

– Niedopuszczalne byłoby wkroczenie do domu funkcjonariusza SB w poszukiwaniu dokumentów tylko na takiej podstawie, że był esbekiem. Jeśli jednak policja lub prokurator uzyska choćby anonimową informację, że może je mieć, to zobowiązany jest podjąć czynności sprawdzające – wskazuje adwokat Rafał Sarbiński.

Tego samego zdania jest prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego: – Mając podejrzenie co do takich dokumentów, prokurator winien wezwać indywidualnie daną osobę do przekazania dokumentów, nie dając jej oczywiście czasu na ich niszczenie czy zacieranie śladów.

Jest więc oczywiste, że pion śledczy IPN powinien wcześniej wkroczyć do akcji w sprawie akt gen. Kiszczaka.

IPN oraz organy ścigania mają całą gamę narzędzi, by zabezpieczyć dokumenty czy inne dowody w razie uzyskania o nich informacji. Na przykład w wypadku niecierpiącym zwłoki mogą nawet, jeszcze przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa lub dochodzenia, przeprowadzić niezbędne czynności, zwłaszcza oględziny rzeczy lub lokalu, przeszukanie (rewizje) mieszkania czy innych pomieszczeń, i mogą przesłuchać podejrzanego o popełnienie przestępstwa (dysponowanie nielegalnie dokumentami) bez formalnego przedstawieniu mu zarzutów.

Co można jeszcze zrobić, by takie zaniedbania się nie powtarzały i takie „bomby" z aktami jak ta w domu gen. Kiszczaka nie tykały w prywatnych domach?

– Aby zapewnić skuteczność IPN w pozyskaniu dokumentów, które zgodnie z przepisami powinny znaleźć się w tej instytucji, prezes IPN powinien publicznie zwrócić się do wszystkich osób, u których mogą znajdować się tego rodzaju dokumenty, by je przekazały IPN, gdyż nie wszyscy ich dysponenci mają zapewne świadomość ciążącego na nich z mocy ustawy o IPN obowiązku przekazania dokumentów – mówi adwokat Roman Nowosielski. – Część osób może traktować te dokumenty jako zbiory historyczne czy kolekcjonerskie.

Drugi sposób, ale o coraz mniejszym zastosowaniu, wskazuje adwokat Jerzy Naumann. – Można odbierać od kończących służbę funkcjonariuszy oświadczenia, pod wysoką odpowiedzialnością karną, że nie posiadają żadnych materiałów ani nie przekazali ich osobie trzeciej, jak również że nic im nie wiadomo o podobnych okolicznościach dotyczących innych funkcjonariuszy państwowych. Nieuchronność trafienia za kratki w razie złożenia nieprawdziwego oświadczenia mogłaby wielu zniechęcić, acz ludzie podli zawsze znajdą sposób na zatarcie śladów – zauważa.

Gdyby nie ujawnienie ich przez żonę niedawno zmarłego generała, w domu szefa tajnych służb PRL i współtwórcy stanu wojennego spokojnie leżałyby tomy sekretnych akt. W niepowołanych rękach mogłyby służyć szantażowaniu „bohaterów" tych dokumentów.

Historycy dość zgodnie wskazują, że były poszlaki, iż gen. Kiszczak posiada tajne akta. Wskazywało na to też doświadczenie życiowe, tym bardziej zatem nie ma prawnego uzasadnienia dla tak niefrasobliwego, jak się okazuje, podejścia do tej sprawy przez odpowiednie służby.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją